poniedziałek, 30 listopada 2009

"nienajlepsza sytuacja na rynku pracy - bez zmian"słowa eksperta w TOK FM


http://osilek.mimuw.edu.pl/index.php?title=Grafika:ZZL_M8_Slajd28.png

Coraz bardziej martwi mnie, trwająca już prawie rok!, niemożność znalezienia satysfakcjonującej pracy... tkwię w tej mojej ciemnej norce...owszem parę spraw sobie wywalczyłam, bo nie można tego inaczej nazwać(jak możliwość wyjścia na krótkie przerwy "posiłkowe" czy dodatkowa lampka przy biurku, przemeblowanie pokoju, dodatkowe 100zł pensji i możliwość wychodzenia raz w tyg na angielski, gdy ktoś może mnie zastąpić), ale to nadal praca stróża w połączeniu z kawiarką. W dodatku z trudnym pracodawcą.
Jednak to kolejna z moich cech DDA się uaktywnia-nie umiem się zmotywować i zwiększyć wysiłków w celu aktywnego poszukiwania innej pracy, nie umiem tez się odważyć , by polepszyć warunki tej pracy, czy też nie brać do siebie krytyki i opryskliwego zachowania mojego szefostwa.

Ogarnia mnie czasem taka niemoc , marazm i beznadzieja...jestem zła na samą siebie, że nie potrafię się zmobilizować, zła i rozgoryczona ,że skończyłam nieprzydatne mi studia,że nigdy nie miałam dość pieniędzy/determinacji, by dobrze nauczyć się języków, że trafiłam na ten pieprzony kryzys, że nadal nie wiem czego tak naprawdę chce, bo do cholery , kiedy miałam się tego dowiedzieć?? w sekretariacie, na recepcji?? czy na praktykach w przedszkolu...?:(


Rozkleiłam się..a może by tak zebrać się do kupy i najpierw iść na tę moją wyżebraną przerwę , najeść się, a potem przystąpić do jakiejś sensownej aktywności:szukania ofert, wysyłania CV, napisania pracy, z która zalegam jednemu profesorowi, zapisania się do lekarza, dorwania faceta od telefonów, by wreszcie w tym sekretariacie była możliwość przerzucania telefonów na inny numer , gdy potrzebuje wyjść, wyszukanie książek w BUWie potrzebnych na studia,przejrzenie notatek z wykładów ...no trochę tego jest! Tylko, że ja bym najchetniej poszła spać i poczekała na propozycję pracy, i to nie bylejakiej pracy1:):)

DDA c.d

Razem z moją koleżanką( która "o dziwo" również okazała się typowym DDA)byłyśmy na pierwszym, "nieterapeutycznym" spotkaniu grupy DDA (lub jak wolą niektórzy DDD).
To poradnia, gdzie terapia trwać będzie pół roku, co drugą sobotę (jak ja zaliczę sesję na studiach?!!) po 6 godz z przerwami...
Byłam lekko zestresowana idąc na to spotkanie...kogo tam spotkam, przed kim trzeba będzie się otworzyć, kogo z cierpliwością wysłuchać, jak będziemy pracować, jak liczna będzie grupa...

Przede wszystkim się lekko zdziwiłam, podczas, gdy po kolei żeśmy się przedstawiali mówiąc kilka słów na swój temat. Większość młodych ludzi kończących studia, rozpoczynających pracę...ogromna różnorodność zawodów, zainteresowań, pasji,ale jedna wspólna cecha..DYSFUNKCJA lub nawet kilka w rodzinie...czasami przekazywana z pokolenia na pokolenie. Specjaliści od marketingu, pracownicy mediów, fotografka, pedagog, lekarka, pracownik socjalny, dzieci znanych profesorów, osób publicznych, obcokrajowiec,instruktor jazdy... ale też osoby uzależnione, współuzaleznione od substancji czy osób...
Niektórzy już po terapii odwykowej, inni w terapii indywidualnej...i kazdy naznaczony cechami DDA, w mniejszym lub większym stopniu nieradzący sobie z jakimś kawałkiem życia.
Wszyscy chcemy sobie to życie jakoś uporządkować, nauczyć się nowych , niedestrukcyjnych sposobów funkcjonowania, większość z nas rozumie już co jest nie tak, i skąd to się wzięło...Wszyscy mamy w sobie poranione dziecko, które nie dorośnie zanim się nim nie zaopiekujemy. Kazdy ma jakieś niezaspokojone potrzeby, o które czas najwyższy zadbać, by nie rekompensować sobie takich braków poprzez uzależnienia i inne destrukcyjne zachowania...

Podczas terapii będziemy pracować...trochę jak dzieci:) Tak ma tez podchodzić do nas terapeutka stosując różne "Jungowskie" metody, które mam nadzieję, wyciągną różne niełatwe sprawy z podświadomości, np poprzez rysunek psychologiczny...

Na pierwszą sesję mam spisać swoje potrzeby i cele, na których realizacji najbardziej mi zależy...U mnie to chyba będzie głównie pokochanie i akceptacja samej siebie,czyli praca nad poczuciem własnej wartości, ale też nauczenie się samodzielnego funkcjonowania w dorosłym życiu, pokonanie (panicznego) lęku przez samotnością i budowanie własnej tożsamości(kim jestem , czego chcę, czego mi brakuję, co posiadam, co mi przeszkadza i jak wyrażać emocje)...jest tego o wiele więcej, ale nie oszukujmy się...przez pół roku w dwudziestokilkuosobowej grupie nie da się "załatwić" wszystkich problemów. Może to być jednak chociaż część drogi, która staram się budować...no i kolejny etap moich trudnych narodzin do dorosłości.

Pracę w grupie rozpocznę w styczniu, został mi jeszcze miesiąc pracy indywidualnej z moją terapeutką...niestety przebywanie w dwóch terapiach jednocześnie nie jest zalecane. Zastanawiam się czy dam sobie rade bez dość jednak częstych kontaktów i wsparcia z A.Wydaje mi się, że sporo się dowiedziałam o sobie, życiu podczas tej mojej ponadrocznej terapii. Wiele się nauczyłam, zrozumiałam i przepłakałam...choć nadal wydaje mi się , że proces ten się nie zakończył.
Jest we mnie jeszcze sporo do poukładania, chyba niemożliwie jest odwrócenie nawyków, wyuczonych przez 20 kilka lat strategii postępowania, odczuwania...Cholernie trudno jest pokochać siebie bezwarunkowo, gdy się takiej miłości nie doświadczyło, piekielnie trudno jest zacząć żyć na własny rachunek, gdy dotąd inni kierowali naszym życiem, a każda decyzja była krytykowana. Ciężko też zaakceptować fakt, że to nie rodzina ma się zmienić, tylko ja, że moja odpowiedzialność zaczyna i kończy się na mnie samej... że mam w sobie całe morze złości,żalu i ...czułości, których często nie umiem odpowiednio wyrazić, czasem nawet nie pozwalam sobie na "przeżycie ich".

poniedziałek, 16 listopada 2009

DDA?

hmm zastanawiam się sama nad tym moim przestojem w pisaniu... zdaję sobie sprawę, że cisza trwa dość długo.
Czy przyczyna jest tak prozaiczna jak brak czasu: studia,kilka terminowych zadań w pracy, wyjazdy i spotkania towarzyskie, mieszkanie z M?
Czy może kryje się za tym brak, bądź mniejsza potrzeba wylewania moich emocji i przeżyć w związku z własnym rozwojem i stanem ducha? Bo dzielę się nimi bezpośrednio z bliska osobą? Bo czuje się na tyle dobrze, że rzadkie już okresy dołków i lęków nie skłaniają do szukania pomocy w pisaniu...?
Kilka spędzonych dni w Krakowie, pięknym starym mieście z moim Kochanym, pozwoliło mi nasycić się w pewnym stopniu Jego obecnością, uczuciami i bliskością..pytanie na jak długo? Zauważyłam też z niepokojem, że myśl o odwiedzinach w moim domu rodzinnym, gdy nie ma w nim mamy (jest na wyjeździe) jakoś mnie stresuje...Dla mnie to znak, że nadal nie potrafię lub w pewnym sensie boje się nadal spróbować funkcjonować zupełnie samodzielnie i niezależnie od bliskich mi osób, przy których czuje się bezpiecznie.
Właśnie ta potrzeba i świadomość konieczności usamodzielnienia się skłania mnie do podjęcia kolejnych, może bardziej radykalnych kroków na drodze terapeutycznych oddziaływań...Za tydzień idę na spotkanie informacyjne o działaniu grupy terapeutycznej dla DDA...chyba właśnie dojrzałam do tego, by spojrzeć na siebie od tej strony - jako na Dorosłe Dziecko z rodziny...nawet jeśli nie alkoholowej to dysfunkcyjnej...Nie jest łatwo przyjąć na siebie taką etykietkę, ale może lepsze to niż brak jakiejkolwiek tożsamości??


Dorosłe dzieci alkoholików:

mają trudności z przeprowadzeniem swoich zamiarów do końca,

kłamią, gdy równie dobrze mogłyby powiedzieć prawdę,

osądzają siebie bezlitośnie,

mają kłopoty z przeżywaniem radości i z zabawą,

traktują siebie bardzo poważnie,

mają trudności z nawiązywaniem bliskich kontaktów i okazywaniem uczuć,

przesadnie reagują na zmiany, na które nie mają wpływu,

bezustannie poszukują potwierdzenia i uznania,


myślą, że różnią się od wszystkich,

są nadmiernie odpowiedzialne albo całkowicie nieodpowiedzialne,

są lojalne, nawet gdy druga strona na to nie zasługuje,

są impulsywne,

czują się winne, stając w obronie własnych potrzeb, i często ustępują innym,


boją się ludzi, zwłaszcza przedstawicieli wszelkiego rodzaju władzy i zwierzchników,

boją się cudzego gniewu i awantur,

lubią zachowywać się jak ofiary,


bardzo boją się porzucenia i utraty,


łatwo popadają w uzależnienia albo znajdują uzależnionych partnerów

(na podstawie nieoficjalnej strony DDA: www.dda.w.interia.pl)