niedziela, 24 stycznia 2010

wspiąć się, by zejść na dół...?

Przyjemność sprawiało mi coraz lepsze rozeznawanie się w samym sobie, wzrastające zaufanie do własnych moich snów, marzeń, myśli i przeczuć, oraz rosnąca świadomość siły, jaką w sobie nosiłem.(Hermann Hesse)

Ależ mi się podoba ten cytat...wierzę, że mogę go odnieść także do siebie...
A propos snów, lubię je analizować w kontekście tego co akurat dzieje się w moim życiu, w mojej głowie, emocjach.

Kilka dni temu śniłam, że:
...wspinam się po stromej ścianie. Jest to coś pomiędzy górskim, skalistym zboczem, a murem z cegieł. Z wielkim truden pokonuję tę niemal pionową ścianę, wynajdując odstajace kawałki, jako zaczepy na ręce czy nogi. Wreszcie docieram do końca i...hmm nie bardzo wiem czemu nie wchodzę na sam szczyt. Puszczam brzego tej ściany i powoli spuszczałam się, niemal lecę w dół.
Chyba wiem, że tak trzeba, że na razie nie mogę wejść za mur...
Co ciekawe, za murem znajduje się teren jakby jakiegoś chronionego górskiego parku krajobrazowego. Za przebywanie na jego terenie, za wejście do niego pobierane są opłaty. Wiem to, bo przede mną kilka osób(chyba jakaś para) tam weszło i wracało z jakąś karą za brak uiszczonej opłaty...

Ciekawe, ale motyw wspinaczki snił mi sie juz kilka razy, w różnych kontekstach, ja odczytuję go jako drogę. Drogę życia, terapii-rozwoju, ścieżkę rozwijających się relacji, drogę w pokonywaniu własnych ograniczeń i dochodzeniu do pewnej wiedzy.

Tym razem moja wspinaczka skojarzyła mi sie niemal jednoznacznie z moją zawieszoną terapią indywidualną:)
Pomyślałam sobie, że na razie nie angażuję się w dalszą pracę terapeutyczną, nie ponoszę żadnych kosztów, dalszego wysiłku, wiec jeszcze nie czas wejść do parku...mam nadzieję , że moja kolejna wspinaczka nie będzie już taka ciężka, w końcu znam już drogę:)Może uda mi się zajść dalej...?:)



Czy pisałam już, że bardzo kocham mojego chłopaka? Taką mam właśnie potrzebę, żeby napisać i żaby pamiętać, że on mocno kocha mnie, że jest nam razem dobrze. Ze uwielbiamy razem pracować i lenić się...że potrafimy rozmawiać i przytualć, że nie tracimy humoru i cierpliwości...że łączy nas podobne spojrzenie na zycie i na drobiazgi, podobne doświadczenia i namietność.
A piszę o tym, abym mogła wrócić do tych słów, gdy znów ogarnie mnie ślepa zazdrość, czy żal i poczucie bycia zlekceważoną z jego strony, najczęściej zupełnie bezpodstawne, oparte na moich własnych dawnych "zaszłościach"...
Może spojrzenie na te słowa będzie takim "policzeniem do 10". Pozwoli choć trochę się otrząsnąć. W końcu o wszystkim można porozmawiać, czasem głośniej i energiczniej, ale po cholerę znów szlochać i tupać nogami, jak 20 lat temu?

piątek, 15 stycznia 2010

wgląd w siebie

Czuję się zmęczona psychicznie i fizycznie. Ciągłym doszukiwaniem się u bliskich dowodów na to, że im na mnie nie zależy. Jestem wyczerpana atakami zazdrości, histerii oraz brakiem wiary w to, że ktoś może prawdziwie mnie kochać , że ja mogę kochać kogoś i nie być przy tym zaborczą. Ciągle pojawia się lęk przed opuszczeniem, samotnością, przed małą, skrzywdzoną i pełną żalu dziewczynką. Przed samą sobą i swoimi roszczeniami wobec świata i innych ludzi...a potem smutek, potem znów lęk i złość i tak w kółko.
Mam wrażenie, że bycie z kimś blisko - w sensie fizycznym i emocjonalnym - powoduje wzmocnienie i ujawnienie się naszych pozytywnych, ale i bardzo głęboko skrywanych negatywnych odczuć, przeżyć.Wg. mnie , gdy nie jest się w stanie budować satysfakcjonujących relacji z innymi, terapia staje się niezbędną.Bo ile wytrzyma on czy ona, ile jeszcze czasu ktoś będzie ciągnął mnie za rękę..Może czas spojrzeć prawdzie w oczy??We własne , nie cudze oczy, choćby były najukochańsze...


http://www.favore.pl/38466_terapie-doroslych-dzieci-rodzin-terapia-par-warszawa-mazowieckie.html

Natrafiłam dziś na intersujacy -w kontekscie moich nasilonych rozmyslan i
rozmów na temat sensu psychoterapii- artykuł z "Charakterów". Pozwoliłam sobie skopiować najważniejsze dla mnie wąteki, dotyczące autorefleksji i oporu przed poznaniem siebie.


"Lekarze, psychologowie, socjologowie i filozofowie twierdzą, że świadomość siebie i pragnienie poznawania swojego „ja” oraz świadomość otaczającej rzeczywistości należą do szeroko pojętej kategorii zdrowia psychicznego(...)

Mamy chęć dowiadywania się różnych rzeczy o sobie i zaakceptowania ich, choćby wiązały się z bólem emocjonalnym i chwilowo burzyły nam pozytywny obraz własnej osoby. Analogiczna prawidłowość dotyczy postrzegania świata: jedną z miar zdrowia jest widzenie go bez zniekształceń i bez naginania do swoich wyobrażeń oraz przyjmowanie ludzi takimi, jacy są.

Doznać wglądu to tyle, co nagle jasno coś zrozumieć. Wgląd ma dwa istotne składniki: poznawczy i emocjonalny,(...) Wiedza intelektualna bez głębokiego przeżycia emocjonalnego nie wystarczy do zamiany swojego zachowania, do wykonania kolejnego kroku na drodze rozwoju. Przeżycie wglądu wiąże się więc z połączeniem w całość oderwanych dotąd fragmentów wewnętrznej rzeczywistości i dopuszczeniem do siebie dotąd nieświadomych uczuć, często bolesnych i wstydliwych.

Jedynie część naszego wnętrza jest w danej chwili dostępna świadomości, większość jest z niej wykluczona i usunięta do podświadomości za pomocą mechanizmu obronnego zwanego wyparciem(...)polega na „oczyszczaniu” świadomości ze wszystkich niemożliwych do zniesienia odczuć (lęków, konfliktów i innych pobudzeń) i zapewnianiu psychice stanu względnej równowagi.

Utrzymywana przez wyparcie dynamiczna równowaga może jednak zostać zakłócona, gdy bodźce wewnętrzne lub zewnętrzne stają się zbyt silne i mechanizm ten działa w nadmiarze.

W parze z wyparciem działa projekcja. Polega ona na przypisywaniu wypartych treści siłom zewnętrznym („To sprawka diabelska”) lub innym osobom. Wyraża to biblijna metafora o dostrzeganiu „źdźbła w oku bliźniego” i niedostrzeganiu „belki we własnym oku”.
Wyparcie swojej wrogości prowadzi – poprzez projekcję – do postrzegania innych ludzi jako wrogich(...)„Czuję wrogość, bo świat jest wrogi”, „Bronię się, bo jestem atakowany”.


W teorii psychoanalizy od-krytych zostało wiele mechanizmów obronnych. Ich zasadniczą funkcją jest ochrona psychiki przed zbyt bolesnymi odczuciami. Jednak nadmierne ich używanie prowadzi do odcięcia się od własnych przeżyć, do zniekształcenia wiedzy o sobie i świecie, a w końcu do rozmaitych patologii psychicznych.

Poszukując ich zaspokojenia, zwracamy się do drugiej osoby o troskę oraz miłość i uczymy się wytrzymywać konieczne frustracje. Tak przejawia się głód życia i zawarta w nim wiara we własne siły i w miłość innych. Kiedy jednak brakuje troski ze strony otoczenia, zaczyna dominować reakcja antyżyciowa: skoro jest tak źle, to przestanę odczuwać własne potrzeby i widzieć otoczenie jako źródło ich zaspokojenia, przestanę doświadczać siebie i swojego bólu

W psychoterapii psychoanalitycznej, nastawionej na osiąganie przez pacjenta wglądu, znane jest paradoksalne zjawisko oporu. Polega ono na tym, że osoba, która potrzebuje pomocy i pragnie zrozumieć swoje problemy, jednocześnie na wiele sposobów przeciwstawia się procesowi psychoterapii, by uniknąć zmiany. Opór blokuje uświadamianie sobie spostrzeżeń, myśli i uczuć, które mogą doprowadzić do samopoznania. Psychoterapia stwarza bowiem zagrożenie, że do świadomości dotrą niemożliwe do zaakceptowania emocje. Poprzez analizę oporu w psychoterapii uruchamia się proces przywracania przeżyć do świadomości.
(...)
W psychoterapii psychoanalitycznej, nastawionej na osiąganie przez pacjenta wglądu, znane jest paradoksalne zjawisko oporu. Polega ono na tym, że osoba, która potrzebuje pomocy i pragnie zrozumieć swoje problemy, jednocześnie na wiele sposobów przeciwstawia się procesowi psychoterapii, by uniknąć zmiany. Opór blokuje uświadamianie sobie spostrzeżeń, myśli i uczuć, które mogą doprowadzić do samopoznania. Psychoterapia stwarza bowiem zagrożenie, że do świadomości dotrą niemożliwe do zaakceptowania emocje. Poprzez analizę oporu w psychoterapii uruchamia się proces przywracania przeżyć do świadomości.

W różnych okresach życia, pod wpływem okoliczności, jesteśmy bardziej lub mniej otwarci, wytrzymali i elastyczni wobec swoich trudności wewnętrznych. Na przykład w wyniku stresu możemy popaść w stan otępienia, obronnie tracąc kontakt z otoczeniem i z bodźcami płynącymi z własnego wnętrza. Redukujemy w ten sposób dopływ fizycznego i psychicznego bólu. Osoby bardziej zaburzone używają obok mechanizmów obronnych wielu zewnętrznych sposobów, aby nie konfrontować się ze swoimi trudnościami(...)( nadużywanie alkoholu, narkotyzowanie się, pracoholizm czy uzależnienie od Internetu i gier komputerowych). Często osoby te nieustannie imprezują i nawiązują powierzchowne, krótkotrwałe znajomości. Taki styl życia chroni przed zadawaniem sobie zbyt trudnych pytań dotyczących otaczającego świata i siebie.

W procesie psychoterapii przychodzi czas, gdy uzależniony pacjent zaczyna porzucać nałogi i zdrowieć. Musi on stanąć twarzą w twarz ze swoją bezradnością i zależnością, zobaczyć swoją destrukcyjność i winę. To bardzo trudny moment. Wielu osobom powrót do nałogu wydaje się wybawieniem od tego, co widzą w sobie i wokół siebie. W ten sposób mogą ponownie znaleźć się w błędnym kole unikania wiedzy o sobie.
Można też wytrzymać to „patrzenie prawdzie w oczy” i pójść dalej w stronę zdrowia."

http://charaktery.eu/artykuly/Po-co-zyje/637/Isc-w-wyparte/2/

czwartek, 7 stycznia 2010

W mojej ponurej wieży...

Z trudem przetrwałam kolejny dzień w mojej "wieży". Dziś nawet po raz kolejny poskarżyłam się przełożonemu, że ciężko mi na tym stanowisku i zapytałam czy nie ma szans przejścia na inne - NIE MA - otrzymałam odpowiedz. Przynajmniej wiem i on wie ,że jakby coś było, to jestem bardziej niż chętna...
PO całym dniu nic nierobienia-jeśli chodzi o obowiązki pracownicze, po siedzeniu w samotności i w jednym miejscu niemal fizycznie odczuwam stres i strach ,że utknęłam tu na dobre. Jest mi wręcz niedobrze - chyba od nagromadzonej adrenaliny...

Wysyłam wciąż nowe zgłoszenia, ale jedyny odzew jest z administracji , gdzie z kolei miejsca są najczęściej już obsadzone, lub brakuje mi kwalifikacji...
chciałabym być bardziej cierpliwa, by umieć znosić tę moją niewesołą sytuację zawodową i w tym czasie się dokształcać...ale nie potrafię...taki tryb "pracy" mnie wykańcza psychicznie...

Dodatkowo w słuchawce słyszę mamę i jej opis sytuacji w domu, gdzie nikt nie ma spokojnego życia, bo ojciec krzycząc, ze nie jest dzieckiem robi co chce , nie zważając przy tym na innych ,,,rzeczywiście dorosły!Jeśli dorosłość to brak jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje czyny i słowa oraz wykorzystywanie bezsilności innych do krzywdzenia ich i samowoli - to rzeczywiście dorósł:(
Zle mi się tego słucha , nie umiem nabrać dystansu , w końcu to moja rodzina, szkoda mi mamy , brata, ale wiem , że im nie pomogę...Rozumiem logikę działania,a raczej jej brak w zachowaniu ojca,,,wyrwał się ze smyczy , która trzymała mama, prawdopodobnie pod wpływem spotkań z innymi AA i próbuje przekraczać granice - raczej jak dziecko, które mówi ja wam pokarze na co mnie stać, niż dorosły człowiek...tak to widzę.

Rozmawiałam z A. na moim przedostatnim spotkaniu terapeutycznym, o tych moich "bolesnych" emocjach. Podobno po terapii, tym bardziej jak nie jest zakończona, wszystko mocniej się odczuwa...w tym mocniej cierpi, a wszelkie doraźne sposoby zwalczenia bólu, to tylko małe plasterki przyklejone na wielka, niezabliźnioną ranę. Nie zaleczyłam jej, gdyż proces , jakim jest mój "poród- terapia- dorastanie"- trwa...a zostaję właśnie,przynajmniej chwilowo sama ,z moimi rozterkami.Martwię się jak sobie poradzę...
Mam nadzieję, że w grupie odnajdę wsparcie, i zrozumienie dla tego co się ze mną dzieje i ze choć w pewnym stopniu pomoże mi to przetrwać trudne momenty...popchnie ten mój poród do przodu.Oby do przodu!
Jak już raz weszłam na ścieżkę rozwoju i dojrzewania , będę nią szła , choć czasem niemal przedzieram się , jak przez jakieś zarośla, gdzie nawet światło nie dociera , a czołganie się przez ciernie, zdaje się nie mieć końca...Nie chcę być nieszczęśliwą królewną w wieży, która cierpi i czeka aż ktoś jej pomoże!Konstruowanie drabiny jest niełatwe, ale powoli buduje szczebelki...obym dała rade w tym wytrwać...nie rozpadać się w atakach paniki i smutku...

środa, 6 stycznia 2010

przełamując fale...


http://www.dzyszla.aplus.pl/galerie/natura/IMG_0252.jpg

Czuje się okropnie, już dawno nie maiłam takiego "nerwicowego " nastroju...
Szukam przyczyn...

-Od kilku dni jestem niewyspana...(jakoś tak wyszło - zdecydowanie dziś kładę się wcześniej)
-Pogoda jest szara, bura i ponura...(na to nie mam wpływu)
-Przygnębia mnie i stresuje konieczność siedzenia w tym ciemnym pokoju w pracy w samotności...(jako "sukces" mogę sobie dziś zapisać wyżebranie od szefa zakupu lampki biurowej, a poza tym zdążyłam iść na chwilę do jednej miłej pani i się wypłakać na swój więzienniczy los tutaj)
-Szef odmówił mi dofinansowania na szkolenie, wymyślając przy tym wyzute z palca zarzuty wobec mojej "dobrej, ale nie dostatecznie dobrej pracy"...nie potrafił podać konkretów)
-Zbliża się moja pierwsza sesja na UW, boję się, że nie zdążę się nauczyć na te 7 egz., że sobie nie poradzę(a czy muszę zawsze mieć piątki? może wystarczy pozaliczać, w którymś z kolei terminie nawet? i zacząć metoda małych kroków uczyć się?)
-Z M jest mi tak dobrze , że aż się boję, że zbytnio się z nim "zlałam" i nie będę umiała żyć bez niego, funkcjonować osobno, przetrzymać momentów, gdy on dzieli czas z innymi ludźmi, nie ze mną...(hmm staram się mu ufać, rozmawiamy o tym , przypomina mi , że jestem najważniejsza, ale że nigdy nie można zawłaszczyć całego człowiek dla siebie, mam w nim wsparcie...)
- zaczynam w sobotę nową terapię, a tak naprawdę tęsknię chyba za moimi cotygodniowymi sesjami i za na analizowaniem na bieżąco mojego postępowania, rozwoju...(mam nadzieję, że grupa dla DDA okaże się bardzo trafioną "inwestycją" no i moją terapię indywidualną, która wiele mi dała, ale czuję niedosyt, mogę zawsze "odwiesić")
- a może to po prostu dziedzictwo moich dziecięcych przeżyć + słaba konstrukcja psychiczna i przy okazji zmiany zachodzące na bieżąco w moim życiu?
- A wspominała , że często pod koniec terapii wracaj wszelkie niefajne objawy ..?

Tyle,że tak naprawdę nie wiem co mi jest. A czuję się fatalnie, od jakichś 3 dni narasta smutek, dziś boli mnie brzuch ze stresu i chce mi się płakać...Chciałabym wiedzieć czemu? Zdaje mi się, że wiedza na temat przyczyn i działania tych moich smutków i stresów pomogłaby mi się do tego jakoś przyzwyczaić, zrozumieć i nie bać się. Nie nakręcać, tylko skupić się na czymkolwiek innym, zaakceptować fakt, że muszę zacisnąć ząbki i przetrzymać, bo jak zawsze minie... Zdaje mi się ze żadana z powyższych przyczyn nie miałaby na mnie tak złego wpływu (np praca) , gdyby nie mój wewnętrzny stan...
Czy tak jak niektórzy muszą żyć z atakami migreny , bólem fiz , ja muszę żyć z przypływami bólu psychicznego? Tyle ze dla migreny ludzie maja większe zrozumienie...ale nie ma się co dziwić skoro ja sama tego nie rozumiem, wiem tylko że męczy niemiłosiernie...czy to ma jakiś cel?? Odwieczne pytanie o sens cierpienia...

No dobra mozeby tak przestać się na tym skupiać...pogadam dzis z A...pojde na siłownię, wybiegam ten stres...pouczę się??Jakos będe walczyć z tym sztormem...