poniedziałek, 17 maja 2010

Zawrót głowy

Duzo się dzieje, zarówno an Grupie, jak i w moim "personal life"...zupełnie jednak nie mam czasu(motywacji?)do pisania.
Dopiero ostatnio, gdy dopadla mnie kilkudniowa chandra, miałam nieodparta chęć zasiąć do pisania- i jak na zlosc - nie mialam dostepu do sieci:) Zlosliwosc rzezczy martwych- choc jesli chodzi o siec, juz nie jestem pewna czy to rzecz martwa:)

Zaniepokoil mnie moj ciezki nastroj, chcialam sie usmiechac do M. po wyjsciu z pracy, a zamiast tego, codzinnie czulam swoj zacisniety zolądek i ogromnie meczące przygnębienie. Jak to mam w zwyczaju( bardzo niefajnym- walcze z tym)zaczęlam się zastanawiać nad przyczynami takich odczuć. To przygnęnienie bylo zupenie nie przystajace do mojej obecnej sytuacji. W końcu same pozytywy- zmieniłam prace, na taką, która satysfakcjonuje mnie dużo bardziej niz poprzednia, mam wokól siebie ludzi - zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym, dopiero co wrócilimy z Miskiem z kolejnego ciekawego wyjazdu...i co? Jestem dumna z siebie, wszystko się, jak na razie udaje.

A smutek...?POdobno to nic złego, naturalny stan...Byłam niedospana, odpuszczal stres z powodu nowych wyzwań zawodowych, mielismy parę dni wczesniej ostre spięcie z M. Poza tym przełamalam się w kontaktach z mamą - pobiegłam za nią z płaczem (jak dzieciak)i zapowiedziałam, że potrzebuje się pozegnac i wyprzytulac. To bardzo mną szarpnęło, ale pozytywnie. Po raz pierwszy mama nie prezytulila mnie sztucznie, tylko tak od serca...pogadalymy sobie. Niesamowite im jestesmy dalej i dluzej się nie widzimy, tym chyba lepiej sie nam uklada.

Na grupie ostatnio też sporo się dzieje...Cieszę sie, chcia
łabym jednak mieć w końcu jaki wolny weekend- wciąż spotkania grupy, zajęcia na studiach , w tyg praca...można sie zmęczyc, tym bardziej, że szkoda mi czasu na sen..