czwartek, 23 lipca 2009
Trzeba zauważać chwile, kiedy jest się szczęśliwym
Życie mnie jednak często zaskakuje...szczególnie zmienność moich nastrojów i zdarzeń dookoła mnie...po ostatnich kilku naprawdę trudnych dniach, gdy niemal uginałam się pod ciężkim nastrojem depresyjnym, lękiem i brakiem nadziei na pozytywne zmiany w życiu...dziś mam chwilę-oby jak najdłuższą - na oddech i zbieranie sił, bo wiem, że moje "skurcze" znów powrócą...
Gdy rano szłam do mojej znienawidzonej pracy w "Państwowej Instytucji Przechowującej Ludzi Nauki" pomyślałam, że dziś muszę, nie, CHCĘ sprawiać sobie przyjemności, których nie dostarcza mi ani praca, ani bolesne wspomnienia czy życie prywatne (w każdym razie nie za często).
Najpierw zajrzałam do znajomej budki przy Świętokrzyskiej, gdzie bardzo miła pani sprzedaje naprawdę dobre kanapki (godna polecenia np. ta z kurczakiem, warzywami i śliwką:)) i inne cuda śniadaniowo-obiadowe...zaopatrzona w kanapę pomyślałam, że zjem ją z kawusią na fotelu dla gości, a nie przy biurku, oprę bose stopy na fotelu, jak lubię i będę miała gdzieś to, że w sekretariacie szacownego instytutu może nie wypada...w końcu podczas wakacyjnych miesięcy nie zagląda tam żywa dusza...
Idąc dalej ku mojemu gmachowi zauważyłam kątem oka na wystawie kioskowej nowy numer jednego z moich ulubionych magazynów kobiecych:) Każda uzależniona czytelniczka wie o co chodzi- miłe mrowienie w placach , które rwą się, by dotknąć lśniacej okładki i przewracać pachnące farbą drukarską strony "zapisane ręką" ulubionych pisarzy, publicystów, redaktorów, psychologów, aktorów , poetów...Tak więc moja wizja poranku w "pracy" wzbogaciła się natychmiast o śniadanie z mleczną kawką i ulubioną gazetą w ręku, na wspomnianym już fotelu...
Zaczęłam myśleć , że to mój dobry dzień , gdy kilka metrów dalej ujrzałam piękne, dojrzałe , głęboko czerwone maliny...szłam dalej wyobrażając sobie jak po sniadniu w "pracy" włączam sobie ulubiony serial- to nie żart, skończyły mi się już dawno pomysły na samodzielne wymyślanie zajęć - i delektując się owocami wzruszam się i śmieję sama do siebie oglądając zmagania dzielnych i pięknych lekarzy na salach operacyjnych , "Chirurgów" oczywiście:)
Pewnie i te miłe zajęcia nie uchroniłby mnie od marazmu i smutku w jaki popadam siedząc całe godziny w bezczynności, w moim ciemnym pokoju...ale TEN DZIEŃ jest naprawdę pełen dobrych momentów-oby nie zapeszyć- Uczona Szefowa (USZ)- od wejścia oznajmiła, że ze względu na upał pracujemy o 2 godz krócej!Cudownie, że okna USZ wychodzą na słoneczną stronę i robi się tam upał nie do wytrzymania...:) Dzięki temu ja posiedzę dziś w swojej zawsze zacienionej "wieży" krócej...
Obrazu radości towarzyszącej mi dziś nieśmiało dopełnił niespodziewany sms od całkiem sympatycznego Chłopaka, z którym los zetknął mnie podczas spływu kajakowego...więc po pracy idziemy na spacer zalaną słońcem starówką...pięknie bywa, a takie to wszystko przecież proste, zwykłe, prozaiczne i,,,przyjemne. I trzeba się cieszyć, podobno w życiu ważne są tylko chwile...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tak, Małgosiu, po trzykroc - tak :)
OdpowiedzUsuń