W tej mojej "akcji porodowej" męczy mnie to , że "skurcze" powtarzają się regularnie i wcale nie tracą na sile...Wiem , że w prawdziwym porodzie bolesne skurcze przybierają na sile i częstotliwości aż do rozwiązania, ale na mojej drodze powinno być chyba dokładnie odwrotnie?
W końcu im więcej pracy wkładam w swoje dojrzewanie do dorosłości, tym mniej powinno to boleć i przebiegać sprawniej...a ja wciąż powtarzam te same błędy, a emocje wcale nie tracą na sile! Zapominam o oddechu, radach mojej teraputki-akuszerki...a gdy rozum śpi , budzą się EMOCJE! Takie mam wrażenie, bo wciąż rewelacyjnie wchodzę w rolę małego, skrzywdzonego i rozkapryszonego dzieciaka!
Np. wczoraj byliśmy z NIM na rewelacyjnie nastrojowym i jednocześnie żywiołowym koncercie Nigela Kennedy z zespołem Kroke...czyli klimaty klezmerskie w unowocześnionej formie. Koncert odbywał się z okazji Festiwalu Singera, w Kościele Wszystkich Swietych , gdzie cudem udało nam się wejsć z masą innych fantyków muzyki żydowskiej(ponad 2000 tys osob zostało na zewnątrz!). Piękna muzyka(jak oni "piłowali " na tych skrzypcach!), cudne efekty świetlne, doskonała akustyka..wszytsko budziło we mnie silne emocje. Od wzruszenia po niemal ekstatyczną radość i zachwyt...a jeszcze ON u boku. No właśnie , gdyby cały czas był u tego boku...
Roszczeniowy brzdąc budzi sie we mnie niespodziewanie, gdy poczuję się odrzucona, gdy brak mi uwagi drugiej osoby, gdy coś nie jest mi dane ...Nieważne, że podczas koncertu było duszno i goraco, że ciagłe przyytulanie byłoby w tych warunkach dość niewygodne, nieważne ,że każdy przeżywa nieco inaczej artystyczne wydarzenia, nieistotne , że przed wejsciem przytulał mnie calą drogę i całował przy każdej okazji...To wszytsko odchodzi w zapomnienie, gdy budzą sie moje demony.
Bo przecież, to że położył się na oparciu ławki oznacza, że nie chce mnie przytulić, że zostałam samiutka na całym świecie ze swoimi emocjami, które chciałam z NIM dzielić.To że on ze swoim 1.80 wzrostu wszystko dobrze widział, a nie zorientował się w porę, że ja mam z tym problem oznacza, że mnie ignoruje. W końcu to , że nie dzielił sie ze mną swoimi odczuciam w związku z koncertem oznacza , że w ogole mu na mnie nie zalezy i nie ma ochoty dzielić się ze mna swoimi przezyciami! Dzieciak wydzierał sie w emnie coraz głośniej , napięcie, smutek , żal i złość narastały ...aż do momentu... FOCHA!
Chyba żaden facet nie lubi, gdy kobieta się obraża, w dodatku nie wiadomo z jakiego powodu, bo rzadko , który jest jasnowidzem:) Skończyło się jak zwykle w takich sytuacjach- jego niezadowoleniem i moimi łzami...ale na szczęście także rozmową, którą prowadziłam już w jego ramionach. On naprawdę nie jest jasnowidzem, a ja muszę przekonać mojego dzieciaka, że zamiast dusic się we własnych emocjac , można w praostych kominikatach wyrazic swoje potrzeby!
"Skarbie przytul mnie jeszcze...wiesz , nie widzę może da się z tym cos zrobić? Podoba Ci się koncert , bo mi bardzo i cieszę się , że jesteś tu ze mną!" Takie proste i trudne zarazem...jak zapamietac, że jestem WAŻNA dla NIEGO , dla siebie, że nie potrzebuję nieustajacej uwagi innych, żę mogę informować o swoich potrzebach i że chwilowa nieobecność ukchanej osoby( fizyczna, psychiczna) nie oznacza porzucenia i ignorancji?!
Ile jeszcze takich chwil przeżyję podczas tych narodzin? Czy moj Akuszer przy mnie wytrwa? Mam nadzieję, bo choć nie potrafi lub nie chce przyznac się do konkretnych uczuć, widzę z jaką czułością zcałowuje moje łzy i jak cieszy GO mój uśmiech...a jesli nie wytrzyma i odejdzie? Czy przetrzymam ten poród sama? Mam nadzieję, że kiedys napiszę w tym miejscu "jestem NOWYM człowiekiem, dorosłam!Kocham i jestem kochana, żyje swoim życiem TU i TERAZ"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz