Aaaa! Zmiany!!! Czyli to, czego tygryski zdecydowanie nie lubią! Wciąż źle reaguję na duże zmiany w życiu i chociaż ono mi ich nie szczędzi, jakoś nie potrafię się przyzwyczaić.W końcu każda zmiana, to wychodzenie poza tzw. strefę komfortu, w której czujemy się bezpiecznie.
Reaguję lekiem, zdenerwowaniem, zamartwianiem się. Nawet, gdy zmiany są pozytywne.
Ten typ tak ma. Uczę się stale, jak te moje stany nieprzyjemne akceptować i odreagowywać. Najlepiej sprawdza się aktywność ruchowa. Na lęk np.świetnie pomaga bieganie, na stres i złość - aerobic i inne ćwiczenia ruchowe wymagające koncentracji. Wiem, wypróbowałam.
A co do zmian...wreszcie się wyprowadzam ze stancji, by zamieszkać razem z T. we wspólnie znalezionej i wynajętej przez nas kawalerce! Zawsze chciałam mieszkać po praskiej stronie W-wy, udało się. Dogodny dojazd do centrum, blisko parki, kluby fitness i przede wszystkim dobrzy znajomi mieszkający nieopodal. Te aspekty i wspólne oszczędzanie dodają mi otuchy w całym przedsięwzięciu. Oczywiście możliwość zamieszkania z ukochanym jest niezaprzeczalnie największym atutem i przyczynkiem przeprowadzki.
Jednak stres pojawia się, gdy wyliczam,że nasze wspólne wydatki wciąż będą stosunkowo wysokie, gdy patrzę na górę rzeczy, które oboje zgromadziliśmy, a które trzeba będzie jakoś upchnąć na 25 metrach kwadratowych, gdy dostrzegam zagrożenia płynące z niewielkiej wspólnej przestrzeni i przewiduję nieuniknione konflikty.
Uff, powolutku, step by step, jak to mówią, małymi krokami. Na poczatek wyliczyłam wspólny budżet - w planach jest wspólne konto, oprócz tych indywidualnych każdego z nas.
Wypisałam też listę niezbędnych zakupów, wywieźliśmy już zbędne rzeczy do naszych domów rodzinnych/ tam zawsze mają więcej miejsca:/. Jesteśmy spakowani, zwarci i gotowi. Właśnie dostałam informację,że kawalerka jest pusta i czeka na nas...Operację PRZEPROWADZKA czas zacząć.
Keep fingers crossed!
BTW "Nasze" mieszkanko, choć niebrzydkie, daleko odbiega od moich wyobrażeń o idealnym miejscu na ziemi. A jest o czym marzyć, gdy przeglądam strony stricte wnętrzarskie...piękne materiały, pastelowe kolory, światło i przestrzeń...
Cóż może kiedyś! Jest cel. A teraz mogę czarować miejsce detalami, jak to robiłam dotąd...
fot. by MC
A propos zmian, mniejszą, ale równie widoczną zmianą jest moja nowa fryzura - witaj grzywko, a raczej grzywo! :)
Wybrałam wariant na prosto i na gęsto. Mniej więcej tak:
Nie pozostaje nic innego, jak podążać za słowami Ghandiego Bądźcie zmianami, które chcecie zobaczyć
Reaguję lekiem, zdenerwowaniem, zamartwianiem się. Nawet, gdy zmiany są pozytywne.
Ten typ tak ma. Uczę się stale, jak te moje stany nieprzyjemne akceptować i odreagowywać. Najlepiej sprawdza się aktywność ruchowa. Na lęk np.świetnie pomaga bieganie, na stres i złość - aerobic i inne ćwiczenia ruchowe wymagające koncentracji. Wiem, wypróbowałam.
A co do zmian...wreszcie się wyprowadzam ze stancji, by zamieszkać razem z T. we wspólnie znalezionej i wynajętej przez nas kawalerce! Zawsze chciałam mieszkać po praskiej stronie W-wy, udało się. Dogodny dojazd do centrum, blisko parki, kluby fitness i przede wszystkim dobrzy znajomi mieszkający nieopodal. Te aspekty i wspólne oszczędzanie dodają mi otuchy w całym przedsięwzięciu. Oczywiście możliwość zamieszkania z ukochanym jest niezaprzeczalnie największym atutem i przyczynkiem przeprowadzki.
Jednak stres pojawia się, gdy wyliczam,że nasze wspólne wydatki wciąż będą stosunkowo wysokie, gdy patrzę na górę rzeczy, które oboje zgromadziliśmy, a które trzeba będzie jakoś upchnąć na 25 metrach kwadratowych, gdy dostrzegam zagrożenia płynące z niewielkiej wspólnej przestrzeni i przewiduję nieuniknione konflikty.
Uff, powolutku, step by step, jak to mówią, małymi krokami. Na poczatek wyliczyłam wspólny budżet - w planach jest wspólne konto, oprócz tych indywidualnych każdego z nas.
Wypisałam też listę niezbędnych zakupów, wywieźliśmy już zbędne rzeczy do naszych domów rodzinnych/ tam zawsze mają więcej miejsca:/. Jesteśmy spakowani, zwarci i gotowi. Właśnie dostałam informację,że kawalerka jest pusta i czeka na nas...Operację PRZEPROWADZKA czas zacząć.
Keep fingers crossed!
BTW "Nasze" mieszkanko, choć niebrzydkie, daleko odbiega od moich wyobrażeń o idealnym miejscu na ziemi. A jest o czym marzyć, gdy przeglądam strony stricte wnętrzarskie...piękne materiały, pastelowe kolory, światło i przestrzeń...
Cóż może kiedyś! Jest cel. A teraz mogę czarować miejsce detalami, jak to robiłam dotąd...
fot. by MC
A propos zmian, mniejszą, ale równie widoczną zmianą jest moja nowa fryzura - witaj grzywko, a raczej grzywo! :)
Wybrałam wariant na prosto i na gęsto. Mniej więcej tak:
Nie pozostaje nic innego, jak podążać za słowami Ghandiego Bądźcie zmianami, które chcecie zobaczyć
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz