wtorek, 6 października 2009

i znów zielonooki...

A wydawało mi się , że znaleźć fajnego faceta to już sukces...a figa!Szczególnie w mojej sytuacji , gdy ten przeklęty "poród" i dorastanie trwa...mam wrażenie , że budowanie związku w tym momencie, to dodatkowa ciężka cegiełka na moje plecy...albo raczej kolejna porcja "myśli nieuczesanych" na moją biedną umęczoną łepetynę.

Zazdrość...poczucie opuszczenia, krzywdy...lekceważenia...już chwilami nie mam sił z tym walczyć...a może z tym się nie da walczyć?? Może trzeba to jakoś przyjąć, przyjrzeć się temu...ale co robić, by ta druga osoba nie czuła się niewolnikiem , w dodatku wciąż oskarżanym o niecne czyny czy zamiary? Moje dojrzewanie może trwać jeszcze długo ...a ludzka cierpliwość i uczucie mają chyba swoje granice.A może ja chce być idealna i wciąż akceptowana?

Wczoraj byliśmy na mojej ulubionej grze zespołowej - siatkówce. Początek udany...pełne zrozumienie i dyskretne okazywanie uczuć, co jakiś czas...potem ...hmm on nagle zaczyna gadać ,żartować, przebijać "5ki" z dziewczynami z drużyny przeciwnej...zupełnie jakby zapominając o moim istnieniu. Przynajmniej tak to wygląda z mojej perspektywy...Gramy , ja w sumie niedudolnie próbuję grać, bo złość nie bardzo pozwala się skupić na piłce..on wciąż konwersuje, notabene najwięcej z całej druzyny, szkoda , że nie ze mną...jedna z dziewczyn wyjątkowo wdzięczy się...nie tylko do niego...ale również.
Czuje się jak 5 koło u wozu...nie dość , że jestem posród jego towarzystwa z pracy, gra nie zawsze mi wychodzi...to jeszcze muszę oglądac te ich pogadanki...a ja? co ze mną? Czemu on na mnie nie patrzy? Złość miesza się z żalem i smutkiem, łzy pod powiekami...
Po meczu chcę go pocałować...owszem być może jest w tym odrobina chęci "zaznaczenia" swego "terenu", ale przede wszystkim potrzeba bliskości i ukojenia...a on? On raz i drugi zerka kontrolnie na kilka osób z jego znajomych , w tym te dwie koleżanki i uchyla się , całuje niechętnie , jakby ze skrepowaniem ,,,to już bardzo boli , a złość nie pozwala na nic innego niż złośliwy komentarz pod jego adresem i ucieczkę...

Rozmawialiśmy później o tym co zaszło/i nie zaszło na boisku. Częściowo przyznał mi rację, co do mojej złości..."(...)być może za mało poświęcałem Ci uwagi w stosunku do innych"., ale też stwierdził: " robisz z igły widły" i "nie wiem czemu nie chciałam w tamtym momencie Cie pocałować,,, nie rozumiem tego...ale przecież wcześniej się nie wstydziłem, okazywałem przy nich uczucia" podkreśla z wyrzutem.

A ja ja wciąż nosze na sobie ciężar ,,,który nie pozwala mi swobodnie oddychać...co robić? Jak przestać obsesyjnie zajmować się nim i poszukiwać wciąż tej upragnionej uwagi i czułość? Kiedy mam do tego prawo, kiedy już przesadzam...kiedy mogłabym się skupić na sobie...i sama sobie pomóc ukoić wewnętrzne porzucone dziecko, a kiedy rzeczywiście należy mi się jego uwaga? Kiedy mam prawo czuć się zlekceważona a kiedy po prostu sobie nie ufam i nie szanuje siebie?

Tak się boję, że nie potrafię jeszcze budować związku opartego na zaufaniu i jednocześnie swego własnego poczucia wartości, rozwijać się obok niego, a nie zrastać się z nim ...Czemu spokój uzyskuje dopiero po wylaniu żalu i morza łez w jego koszulę lub , gdy wiem gdzie jest i kiedy wróci? Czy tylko poczucie kontroli sprawia ,może mam złudne poczucie bezpieczeństwa...?Czy to ze będąc dzieckiem musiałam walczyć o uwagę dorosłych, oznacza , ze już zawsze będę o nią włączyć? jak sobie pomóc?

Byc może tak się boje odtrącenia , tak już się nastawiłam ,że spotkałam tego właściwego faceta , że boje się ryzykować stanowcze zachowania? Ale skąd ja mam wziąć te stanowczość, skoro nadal nie wiem co jest prawda , co moim wyobrażeniem i echem przeszłości?Skąd właściwie to się we mnie bierze? tak silne emocje? Potrzebuję pomocy, zanim zepsuję coś dla mnie baardzo cennego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz