piątek, 31 stycznia 2014

Missing the fringe!

Już nie mogę patrzeć na moje elektryzujące się, przyklapnięte włosy. Co z tego,że ich nie farbuję, dbam o nie - odżywki, maski, wzmacniajace szampony, gdy wyglądam jak moja własna babcia z upietym z tyłu głowy niedbałym koczkiem?

Wydaje mi się,że potrzebuję zmiany... taka chęć najczęściej przejawia się poprzez zmianę fryuzury.
Nie chcę diametralnie skracać kosmyków, więc grzywaka wydaje się idealnym rozwiązaniem. Zmiana będzie widoczna "gołym okiem",a włosy pozostaną długie, bo w takich czuję się najbardziej kobieco. (Grr jak to brzmi, "kobieco"...ciekawe dalczego drażni mnie to słowo?)

Zawsze mam dylemat, na jaki typ grzywy się zdecydować. moje włosy są delikatne, lubią się wywijać, falować, więc krótkie pazurki czy cienka delikatna grzywka nie wchodzi w grę. Musiałabym non stop biegać z prostownicą i sprayem. No way! Za leniwa na to jestem.:)

Zgromadziłam sobie na szybko bazę moich typów:

- na skos: romantyczne i delikatne...ale raczej nie dla mnie, nie zimą. Taka grzywa wymaga utrwalania, prostowania...no i z moją impulsywnością, non-stop bym ją odgarniała z oka, a chyba nie o to chodzi :)





 - gruba, prosta, długa: czyli taka, z jaką mi podobno najlepiej. Jest na tyle ciężka, że pozostaje względnie prosta, nawet bez używania prostownicy. Jedyny mankament, to to, że zabierze mi sporą ilość i tak dość rzadkiej czupryny.




Jestem pewna,że bez względu na to, którą wybiorę, ostatecznie i tak będę zarzucać włosami jak...


...i codziennie rano zaklinać pogodę:)






wtorek, 28 stycznia 2014

List do m.

Mam zadanie - cel. Napisać list do mamy. Niekoniecznie jej go wręczać, tylko napisać...tylko! Od kilku lat o tym myślę i na myśleniu się kończy, a kolejni terapeuci pytają czy jestem gotowa.
Gotowa na co? By wyrzucić z siebie poczucie krzywdy, złość,żal...by się przyjrzeć przeszłości i mamie oczami dorosłego, a nie dziecka? 

Chciałabym się wreszcie odważyć i napisać jej co myślę, czuję, co pamiętam, a czego nie, za co mogę podziękować, a na co się pożalić.
Kiedyś myślałam,że nie dam rady, bo skrzywdzę mamę. Potem,że obedrę siebie samą ze złudzeń i poczuję jak kompletna sierota. A teraz czuję,że jestem coraz bliżej.



Jak dotąd napisałam list do ojca - 12 stron formatu A4. Chwilami ryczałam jak dziecko, ale w zasadzie nie czuję, by coś się zmieniło w moich emocjach na stałe...natomiast pisząc "do taty" miałam wciąż wrażenie,że tak naprawdę dużo więcej mam do powiedzenia mamie.




poniedziałek, 27 stycznia 2014

Dwie planety.

Tak sobie czasem myślę o moich "problemach" w związku. Wertując "internety"dochodzę do wniosku, że naprawdę nie jestem w danych sytuacjach odosobniona. ;) To pomaga nabrać dystansu.


Powyższy tekst słyszę regularnie z ust kuzynki, kieruje je oczywiście do narzeczonego. :)


 To z komiksu jest mega! Moje ulubione ;)


 No i czemu nie dzwoni/pisze/patrzy/uśmiecha się...etc,etc??.

 Regularne monologi wewnętrzne, pewnie niejednej kobiety ;)

 No właśnie, "grzmoty"...wg. mnie świadczą o stopniu zaangażowania, zaufania i swobody podczas wspólnego bycia razem. No i o braku kultury, myślenia, lenistwie i rozpasaniu. ;)

Panowie są za to dosłownie dosłowni. Nie ma wyjścia - trzeba otwarcie i bezpośrednio wyrażać swoje potrzeby. That's it!






Napięcie i izolacja ;)

Każdy mądry człowiek  zgodzi się,że...

 ...jednak dużo bym dała, by mój charakter był mniej impulsywny. Chciałabym umieć zapanować nad negatywnymi emocjami, by nie ranić samej siebie i innych. Podobno, jeśli będę ćwiczyć opanowanie, to uda się, być mniej "wyrywną", ale nigdy do końca nie zmienię swojego temperamentu.




Cóż robić, trzeba pokochać choleryka w sobie, a partnera poprosić, by rozumiejąc, jak silny ładunek kłębi się we mnie, postarał się zadziałać jak izolacja. Silny uścisk, przytulenie, słowa" wszystko jest ok, nic złego się nie dzieje", mogą uczynić nerwowe sytuacje łatwiejszymi dla nas obojga. Bo głównie o takie sytuacje się rozchodzi...relacje, relacje i raz jeszcze relacje. Stawianie zdrowych granic i przyglądanie się własnym emocjom i myślom....podobno na tym polu i tak jest progres. I to akurat jest pozytywne i daje motywację do pracy nad sobą.  :)





czwartek, 23 stycznia 2014

Hannah

 "Hannah Arendt" w reż. Margarethe von Trotta


Podobał mi się ten film. Nie dlatego,że o Arendt  pisałam referat na studiach i "biorą mnie sentymenty". Nie dlatego, że reżyserem jest Małgorzata. :) Po prostu, wg. mnie to dobrze zrobiony film. Porusza ważne tematy, pokazuje pięknie nakreśloną sylwetkę i biografię filozofki...choć chyba najbardziej urzekł mnie sposób, w jaki film ukazuje związek głównej bohaterki z jej mężem. Ich miłości nie dało się, nie zauważyć, choć była taka bardzo nienachalna...

wtorek, 21 stycznia 2014

Inspiracja

Jeszcze będąc w Liceum zaczytywałam się książkami Ks. M.Malińskiego (i oczywiście Ks. Twardowskiego). Dziś natknęłam się w sieci (sic!) na fragment słów tego pierwszego, które są po prostu cudowne, idealne jako hasło na autoterapię :)

"Bądź dobry dla siebie. Nie chciej w sobie zmienić od razu wszystkiego. Nie spodziewaj się natychmiastowych wyników swoich postanowień. Nie denerwuj się niepowodzeniami. Nie histeryzuj, gdy popełnisz głupstwo, nie karz siebie zbyt surowo, nie narzucaj się sobie. Umiej przeczekać okresy, gdy cię głowa boli, gdy ci jest smutno, gdy ci się nic nie chce robić, gdy ci życie brzydnie. Wykorzystuj okresy swoich dobrych nastrojów, rozstawiaj umiejętnie bodźce, wyznaczaj sobie nagrody. Bądź cierpliwym wychowawcą samego siebie, tak jak starasz się nim być dla innych."


czwartek, 16 stycznia 2014

Do what you love ...w pracy!





Zaczyna się...czuję przez skórę. Mimo, iż moja umowa o pracę jest tymczasowa i przeraża mnie wizja kolejnych poszukiwań posady, zaczynam się już nudzić!
Tęsknię za towarzystwem, rozmową, kontaktem z ludźmi. Przecież ja jestem mega towarzyska, czemu wciąż ląduję za biurkiem i zza ekranu komputera nie widzę nawet "koleżanek" z pracy?
Czemu wciąż to sobie robię?

Powodów jest pewnie wiele. Brak finansów na wystarczająco długie poszukiwania bardziej odpowiedniej dla mnie pracy. Brak odwagi do tegoż samego. Brak pomysłów na tę "lepszą", ciekawszą pracę. Brak wykształcenia i doświadczenia w innych dziedzinach, niż praca w administracji biurowej. Brak ciekawych propozycji na rynku pracy w Polsce. Same braki...


A może po prostu za mało robię, by coś zmienić? Lub inaczej - nie dostrzegam, że jednak działam, zmieniam wciąż pracę, poznaję nowych ludzi i nowe obowiązki, choć po pewnym czasie wydaje mi się, że wszystko to nuda i rutyna? Może nie widzę,że zapisałam się właśnie na kurs Business English, w dodatku wynegocjowałam dofinansowanie kursu przez firmę? Może nie zauważyłam, że zasięgnęłam porady od doradcy zawodowego...choć  niestety, przerwałam, moje konsultacje, gdy zalałam obecną pracę. Jednak zawsze mogę podjąć je znów, bo jest to świetna specjalistka w zakresie doradztwa zawodowego i komunikacji. Poza tym prawdopodobnie szykuje mi się w pracy propozycja kolejnego zastępstwa w zupełnie innej roli. Byłoby dobrze mieć nowe doświdczenie zawodowe i ciekawą pozycję w CV :) Pytanie jaki i czy zrobię z tych ww. możliwości użytek?


Powyższe, skądinąd piękne hasło zawsze wzbudza we mnie silne emocje. Począwszy od jakiegoś smutku, żalu i nostalgii, po złość i bunt. Bo realizacja hasła, wbrew pozorom, nie jest prosta. Pewnie taka aktywna postawa zakorzenia się w człowieku w okresie dorastania. Gdy dziecko jest przez rodziców popychane, by robiło, to co sprawia mu przyjemność i satysfakcję. Jeśli jednak zapędy dziecka się tłumi i próbuje nimi sterować, kontrolować je...cóż w dorosłym życiu, trudno wtedy uwierzyć,że coś naprawdę może od nas zależeć. A może. Ważne, by próbować przełamać własne utarte schematy. Znów sprawdza się metoda małych kroków.
Ja czasami próbuję. Raz przychodzi mi to łatwiej, innym razem trudniej, ale satysfakcja jest, pod warunkiem,że zauważę to, co właśnie udało mi się dla siebie zrobić! Ale to już inna historia...
A tymczasem:







wtorek, 14 stycznia 2014

Be glossy and fit!



Z nowym rokiem zaczynam się rozpieszczać...:) Pudełka z kosmetykami to świetny prezent urodzinowy dla samej siebie!
Najlepsze z całej akcji  "Glossy box" jest oczekiwanie i ta ekscytacja podczas rozwiązywania tasiemki...
ktoś to sobie sprytnie marketingowo wymyślił :)




Muszę jednak przyznać, że miło jest się wysmarować, ponacierać, pomalować...tak dla własnej przyjemności,a ja tego akurat regularnie nigdy nie robiłam...mało dziewczyńska jestem, jakby powiedziała 5-letnia chrześniaczka T. :) 
Więc dziś była maseczka, pachnąca kąpiel, świetne kremy i odżywki, a co! Oprócz małych przyjemności, zaczęłam robić dodatkowo coś innego dla poprawy własnego samopoczucia...i wyglądu. Osławiona "fitnesswoman" Chodakowska gości od kilku dni w moim mieszkanku. Szczerze mówiąc myślałam,że nie podołam...a nie jest najgorzej. Trzęsę się tylko przez pierwsze 10 minut po zakończeniu ćwiczeń :)




czwartek, 9 stycznia 2014

Znowu o ciuchach!

Tęsknię za nową sukienką :) Poniższe wpadły mi w oko, wydają się dość oryginalne, jak na mój klasyczny gust, ale każda jest taka...urocza?





Dodatkowo mój "must have". Ta bluza i T-shirty cudownie obrazują moją osobowość ;) Niech ja je dorwę w swoje łapki...

 


Zastanawiałam się, która z powyższych najbardziej mi się podoba...i nie mogę się zdecydować. Te napisy są takie "moje" :)

Przytul duszę...


Happy Happy Birthday!

No i stuknęła jedynka za trójką. I co? Nic, żyję i mam się dobrze:)


Przeuroczy dzień. Dziesiątki życzeń... uściski, telefony, prezenty, kwiaty, pyszne jedzonko i dobre towarzystwo, czyli wszystko, co kocham :)
Wszystkie prezenty są w 100% trafione, co się rzadko zdarza. 

Świetny, modny, ciemnozielony shopper z Parafois - od Moich Girlsów.


Książka noblistki z 2013 roku Alice Munro, którą chciałam  przeczytać  - od Siostruni!


Bladoróżowy sweter  typu oversize z Top Secret - od mamuni.

 Cudownie miękki, beżowy pled, do którego będę się przytulać w zimnym, wynajmowanym mieszkaniu. Teraz ja mam swój własny pastelowy koc, jak wszystkie blogerki świata ;)

 Jeszcze coś do wtulania, pastelowy, żółciutki szlafrok...miękki i ciepły.

Dwie ostatnie pozycje od T. Postarał się :) Były i ulubione tulipany w kolorze fuksji i ulubione różowe wino i kolacja i deser, ach i och ;) Jednym słowem to był miły dzień. 
Teraz jeszcze mocniej marzę o własnym lub nawet wynajmowanym, ale miłym, ciepłym i jasnym mieszkaniu....cóż może do kolejnych urodzin, coś się zmieni na lepsze i w tej sferze.