poniedziałek, 28 grudnia 2009

Swięta , jakich nie było...


Hmm to były udane Święta. Słowa te mogą być zadziwiające w kontekście poprzedniego wpisu (podczas Wigilii), ale są prawdziwe:)
Pierwszego Dnia Świąt przyjechał do mnie do domu rodzinnego mój M...rodzice stanęli na wysokości zadania. Był rodzinny obiad( którego zapewne by nie było, gdyby nie gość), same pyszności, nad którymi mam spędziła pewnie kilka dni... i wszyscy przy stole...a ojciec nawet nic , przynajmniej do wieczora, nie wypił oprócz soku:)M dostał nawet krawat od niedoszłej teściowej:), która sam uraczył jej ulubionymi czekoladkami- ciekawe kto mu podpowiedział:)
Po obiedzie zrobiliśmy sobie spacerek po moim małym mieście i ...błogo leniuchowaliśmy przy kawce i ciastach mamy wypieku- niestety nie zdążyłam przygotować żadnego...eh chyba nie nadaje się jednak na "ZoneczkE":) W każdym razie było miło i żadne z nas nie chciało się wracać do wawy:)

Kolejnego dnie Świat ugościli nas rodzice M...i tez było fajntastycznie. Jedzonko, ani kropli alkoholu- poza wiśniami w likierze:)- natomiast do pozna graliśmy z cała rodzina M we wszystkie możliwe gry, włącznie z pokerem- na żetony:)jego tata - zakładam , że jak jest trzeźwy- jest całkiem fajnym starszym panem:) Znów czułam się jak w rodzinie...i cudownie było posłuchać mojego mężczyzny, gdy wzruszony mówił ze to były najszczęśliwsze święta w jego dotychczasowym życiu...(a w pewnej części to także moja zasługa)Byc może moje tez? No może oprócz tej nieszczęsnej Wigilii...

Przy okazji wolnych dni odwiedziliśmy z M jego kolzanke , która przyleciała na święta do rodziny z ...Egiptu. Okazało się ze jest typowa DDA....bardzo miła dziewczyna, ale gdy ze łzami w oczach mówiła , że nie ma miejsca , gdzie mogłaby odpocząć i podleczyć zszargane nerwy. Bo w domu ojciec ma duuuzy problem z %( brat i mam na terapii), a w Egipcie ma wyczerpująca prace w biurze podróżny z roszczeniowymi klientami z ...Polski! okazuje się , że w Egipcie próba podjęcia terapii czy konsultacji z psychologiem czy psychiatra jest z góry skazana na niepowiedzenie. jest jeszcze gorzej niż w Polsce jeśli chodzi o ostracyzm społeczny osoby "leczącej się", zamiast terapii jest od razu psychiatryczna hospitalizacja , a człowiek jest wykluczony społecznie i zawodowo...Po takich opowieściach doceniam to , że w Polsce jest jako taki dostęp do pomocy psychologicznej, której zresztą coraz więcej osób potrzebuje...Doceniam mozliowosc terapii, dostępność leków i opieki specjalistów...a przede wszystkim ciesze się , ż e nie mieszkam już z rodzicami! wow nie mieszkam z rodzicami...tak naprawdę jakbym tego faktu nie dostrzegała i jego doniosłości. No teraz tylko nauczyć się nie wieszać na M ...i z górki...jakby to było pięknie tak sobie rozwiązywać poszczególne problemy jak supełki...i wyznaczać cele życiowe...

czwartek, 24 grudnia 2009

Swiateczna ulewa...

Jest Wigilia...
Pewnie w innych domach rodziny siadają do kolacji, dzielą się opłatkiem i ściskają składając życzenia...może gdyby u mnie tak było, nie pokłóciłabym się teraz z moim M,i nie siedziała szlochając jak małe dziecko zamknięta w swoim dawnym pokoju...

Ale tak nie jest i nie było, a przynajmniej niewiele pamiętam normalnych Świat...W tej chwili nienawidzę sama siebie..za to ,że nawet w święta pokłóciłam się z osobą, na której tak bardzo mi zależy, za to , że nie potrafię pokochać siebie, zając się sobą i swoim smutkiem i samotnością, tylko oskarżam Jego.,..o brak uwagi, o brak wsparcia,podczas gdy wiem ,ze spieszy się na wigilie do swojego domu....Moze i za to się nie lubię, że mu zazdroszczę, ze jego mama przytulała i tuli nadal ...a ja się tego nigdy nie doczekam od swojej i nie potrafię się z tym pogodzić:(

Nie potrafię przestać płakać,,,tak mi źle, najłatwiej byłoby się wtulić w kogos życzliwego... ale jeśli nie ma takiej możliwości? Co wtedy, jak sobie pomóc? PO roku terapii pewnie to wiem...?Więc czemu się tylko nakręcam i prawie mi pęka serducho i użalam się nad sobą, jak nad małym dzieckiem- kurcze bo tak się właśnie czuję!! Czy to się kiedykolwiek zmieni? Czy kiedyś w końcu dorosnę i będę potrafiła pomóc sama sobie lub przyjąć cudza pomoc , a nie wciąż rozdrapywać rany i obwiniać innych o moje samopoczucie.

Nie wiem co mam ze sobą zrobić..posprzątałam,,mama juz i tak wszystko ugotowała i ma do mnie pretensje , że jej nie pomogłam-nie było mnie w domu- ojca ignorujemy z jego kolędami i cukierkami...a brat ...ma swoje dziwne życie, drażni mnie jego dziecinność...Może jemu tez zazdroszczę tej naiwności i nierozwagi...

Tęsknie za M.,strasznie mi żal,że na siebie krzyczeliśmy...Nie umiem normalnie żyć, a w t ej chwili- oby minęła- obawiam się z e juz zawsze bedę taka naznaczona DDA czy DDD ,mniejsza o nazwy , ale ciężko się żyje z tymi literkami. Wystarczyło ,że ON nie miał dla mnie czasu , bo musiał sprzątać , bo chciał jechać już do domu rodzinnego na kolacje ,,,a mnie akurat było źle ,,,i poczułam się zlekceważona...a jeszcze jak usłyszałam " zawsze chcesz byc najważniejsza., nie mogę być lekiem na twoja samotność i całe zło" ,,,eh ,,,a tak chciałabym usłyszeć " kocham Cie wszystko będzie , ok, niedługo Cie przytulę"-jak od dobrego rodzica, opiekuna...Czy ja wszystko zawsze muszę spieprzyć? Czy znów z deszczyku zrobiłam ulewę?

W takich chwilach zaczynam myśleć, ze łatwiej byłoby mi samej niż z kimś i zaakceptować fakt ,że on nie będzie się mną zajmował ,zawsze gdy tego potrzepuje...ze nigdy nie będę dla nikogo tak ważna jak powinnam być dla rodziców i ze nikt nigdy mi tego ciepła ,którego zabrakło nie odda..

Jak inni sobie z tym radzą??Moze dowiem się tego na grupie...tym czasem,,,moze zrobię sobie ziółka,,,wezmę gazetę , zjem coś dobrego ,,,a może jednak pogadam z mama,,,nie wiem czy coś z tego uda mi się zrealizować czy poczuje się lepiej, ale chyba nie mam innego wyjścia,,,ile można płakać?
Tylko wciąż w siebie nie wierze, wciąż mi się zdaje ze to inni mogą tylko wypełnić te moja pustkę i smutek przegonić...otoczyć opieką. Jak uwierzyć w soją moc?

Wręczyliśmy sobie prezenty z mama i bratem...dobre i to...a ja nie umiem pokonać wewnętrznych oporów , by podejść i przełamać się kawałkiem chleba ...Czuję się już lepiej, ale martwię się, jak M ze mną wytrzyma i moimi demonami, które dają mu w kość...Czekam na ten głupi tel od niego a on pewnie siedzi przy stole z rodzina...i znów mnie serce ściska...

wtorek, 15 grudnia 2009

samotna w wielkim miescie...

Jakaś fala smutku mnie zalewa...M zajęty , jak wszyscy dookoła, w pracy...samotność daje mi się we znaki...zastanawiam się czy wszyscy mają czasem takie dni, momenty, że czuja się nieszczęśliwi i łzy same cisną się pod powieki...w zasadzie bez konkretnego powodu. Bo czemu akurat teraz tak mocno odczuwam smutek i brak mi bliskich?
A może jest tak, jak często sugeruje A., że różne wydarzenia gdzieś tam się w nas odkładają i te emocje tak się czasem wyleją , w najmniej spodziewanym momencie...kiedyś przecież muszą. Taka mała fontanna- chcę zasnąć i nie czuć nie myśleć...właściwie w takich momentach nie wiem czego chcę...najlepiej oskarżyć kogoś , że o mnie nie pamięta, że inne sprawy są ważniejsze, że nie rozumie...jak skrzywdzone dziecko.
Jak dać ujście emocjom? Jak długo trzeba jeszcze płakać , by wypłakać całą złość, krzywdę, ból, żal...? Jak długo być biednym pępkiem świata? Chcę wreszcie żyć tu i teraz...i niech każdy mały deszcz nie zamienia się w jezioro z przeszłości...

"Z teściową nie wygrasz":):)

"Z teściową nie wygrasz"- usłyszałam dziś od nieco starszej koleżanki. Rozmawiałam z nią o moich obawach w związku z widoczną czułością, jaka okazuje swojej mamie moj ukochany Misiak...nie widziałam , żeby którys z moich byłych partnerów z taką czułością żegnał się ze swoja mamą i dbał, by czuła się potrzebna, usprawiedliwiał ją i mowił owarcie jak bardzo ją kocha...Jest to dla mnie nowa sytuacja, tym bardziej, że dla mojego partnera jego matka była przez długi czas jedyną bardzo bliską osobą- w związku z konfliktem z bratem i kiepskimi relcjami z ojcem. I to mnie niepokoi...czy on nie za bardzo przejmuje role opiekuna swej mamy i odpowiedzialmnosci za rodzinę?

Eh pewnie szukam dziury w całym, powinnam się cieszyć, że mam wrażliwego faceta...ale pewnie to moja zaborczość pokazuje rogi...M. to widzi i tłumaczy mi, jak dziecku, że bardzo kocha swoją mamę, jest mu bliska i się o nią troszczy, szczególnie w trudnych momentach, ale teraz ja jestem dla niego Ta najważnijszą. I powtarza, że bardzo mnie kocha ...okazuje to.Chyba nie pozostaje mi nic inego jak zaufać,nie denerwowac się jego "mamcią", a dopoki M jest samodzielny i niezależny, nie szukac problemów!

Przypuszczam , że dla mnie jest bolesna scena czułości M z mamą, gdyż sama takich nie doznałam. Nie otrzymałam dawki czułości od żadnego z rodziców, wiec pewnie uaktywnia się tu także zazdrość i żal...do moich rodziców. I znów zdaje mi się , wchodzę w rolę ofiary...ale te niedobory dają o sobie znać.


Żeby mi nie było za łatwo z tymi moimi skokami nastrojów, właśnie się dowiedziałam , że za niski poziom progesteronu, który wykazały u mnie badania, jest najczęściej przyczyną występowania PMSu. Heh naukowo potwierdzone napady złości, smutku, zmęczenia itp nawet na 10 dni przed @!!No cóż w niektórych sprawach nawet zbrodnie dokonane w "tych " dniach są traktowane łagodniej...obym nie musiała wykorzystywać takiego argumentu:) Ale myślę, że dieta bogata w magnez, B6 i te wszystkie "omegi" + spora dawka sportu byłaby dobra opcją dbania o siebie w tych ciężkich dniach. Dbania o siebie i o relacje z innymi, które są wystawione nieraz na próbę, gdy moja ukochany słyszy , że jestem wściekła bo..on się kręci w kółko:)



Kilka słów o wpływie hormonu, produkowanego przez ciałko żółte na psychikę kobiety:) Powinna to być podstawowa lektura dla większości mężczyzn:):)

Progesteron moduluje nastrój, wpływa na funkcje poznawcze i wzmacnia pamięć wzrokową.(...)
Zespół napięcia przedmiesiączkowego (premenstrual syndrome, PMS) - zespół objawów psychicznych i somatycznych, miejscowych i ogólnych, ograniczających aktywność kobiety, występujących stale i powtarzających się wyłącznie w fazie przedmiesiączkowej cyklu (zwykle 10 ostatnich dni przed miesiączką).
Do najczęstszych objawów psychicznych w tym zespole należą: ciągłe uczucie zmęczenia, drażliwość, zmienność nastroju, depresja, uczucie niepewności, mała odporność na hałas.
Najczęstsze objawy somatyczne to: wzdęcia brzucha, napięcie piersi, bóle głowy, nadmierny apetyt i pragnienie, obecność skrzepów we krwi miesiączkowej, obrzęki i zwiększenie masy ciała.

Z powodu zespołu PMS cierpi 20-30 % kobiet.

ETIOLOGIA PMS
Etiologia PMS nie jest ostatecznie wyjaśniona. Jako przyczyny zespołu napięcia przedmiesiączkowego rozważane są następujące stany:
1. Niedobór progesteronu w drugiej fazie cyklu w związku z cyklami bezowulacyjnymi, niewydolnością ciałka żółtego.

Większy stopień nasilenia objawów PMS obserwowano u kobiet z wyższym przedmiesiączkowym stężeniem estradiolu, pregnenolonu i siarczanu pregnenolonu, przy jednocześnie niższych stężeniach progesteronu.
2. Gromadzenie wody w przestrzeni pozakomórkowej (obrzęki stwierdzane są w gruczole sutkowym i błonie śluzowej macicy) w rezultacie dominacji estrogenów.
3. Przejściowe zwiększenie stężenia prolaktyny (z towarzyszącym gromadzeniem wody i soli).
4. Konstytucjonalna nadwrażliwość neurowegetatywna.

http://www.adamed.com.pl/produkty.asp?who=1&id=5&page=43&lang=pl

czwartek, 10 grudnia 2009

Odpływ...i Żydzi polscy:)

Dziś lepiej..."w sensie"(określenie "przejęłam" od M.:))samopoczucia. Boss poleciał do Lądka Zdroju,(znaczy do Londynu), jestem więc sobie panią na włościach...
Zdaje mi się , że wczoraj mój kryzys emocjonalny osiągnął szczyt...oby odpływ trwał dłużej niż te przeklęte fale skurczów bólu...Tak mi było przykro wczoraj , że w chwilach ,gdy oboje z M mamy ciężki okres w swoich pracach, nie byłam w stanie być przy nim wesoła..ale gdy mu to powiedziałam , a raczej wypłakałam , poczułam dużą ulgę...tym bardziej , że on( w przeciwieństwie do mojego byłego narzeczonego)nie oczekuje , że będę zawsze tryskała optymizmem, natomiast zapewnia mnie , że sama moja obecność bardzo mu pomaga. To tak jak mnie jego:)

Nawet nam się wczoraj udało zagrać w MEMORY,( bardzo lubię te grę, doskonale trenuje pamięć wzrokową:)) z wynikiem remisowym i przy okazji zalać łóżko "Herbatką dla Nerwósów", którą sobie ostatnio zakupiliśmy w EKO sklepie:)Czego w niej nie ma: płatki, owoce, korzenie, liście ziół, kwiatów, owoców...niestety pachnie mało zachęcająco:)( W ofercie jest tez herbatka "Motylem byłem":):)- jak przesadzę z pączkami, jak znalazł:))


Wczoraj przejrzałam także oferty , które wynalazłam w necie, M spojrzał fachowym okiem managera i ocenił , które są jego zdaniem najbardziej interesujące ze względu możliwość rozwoju...dziś postaram się sklecić CV in English i powysyłać...no chyba że pobiegnę do galerii napawać się malarstwem wuja mojej koleżanki..trudny wybór:)

Abstrahując od opisów codziennej rzeczywistości, chciałam tu umieścić wiersz Antoniego Słonimskiego „Rozmowa z rodakiem". Przyznaje, że znalazłam go na blogu...zony marka Borowskiego:) szukając w pracy biogramów naszych posłów ukochanych...
A zamieszczam w odpowiedzi na ciągle zadawane mi pytanie:"czemu Ty się tak tymi Żydami polskimi interesujesz...?" Może dlatego , że wzrusza mnie los naszych "rodaków" tułaczy?


Stary Żyd mnie zapytał koło Jaffskiej Bramy:
- Ogród Saski jeszcze jest? Ciągle taki samy?
Jest fontanna? Przy wejściu od Czystej ulicy,
Tam sklep z wodą trzymali dawniej cukiernicy.
- Wszystko jest tak jak dawniej: fontanna i kioski.
Tylko tam stoi jeszcze książę Poniatowski.
- Poniatowski! Polskie wojsko jak to się mówiło ….
Nie wiem, jak tam teraz, dawniej dobrze było.
Ja jestem trochę słaby. Jak się poprawię,
Ja chcę jechać; ja pragnę zamieszkać w Warszawie.
Nawet mam tutaj kupca; jak się wszystko sprzeda,
To może będzie dosyć … Tylko syn mi nie da.
On bardzo wykształcony; też nazwisko Lewi,
Jak ja mówię o Polsce, on nic z tego nie wie.
Ja mu mówię, tłumaczę sam, jak tylko umiem;
„Przecież tam jest Warszawa!” To on nie rozumie.

środa, 9 grudnia 2009

feeling blue...

Po wczorajszym dniu złości i frustracji w pracy dostałam mega migreny. Ból rozsadzał mi polowe twarzy...wydaje mi się , że to tzw. napięciowe bóle głowy, gdy się stresuję i tłumię w sobie emocje, dopada mnie później taki silny ból. Więc dziś jak mnie pobiera złość, rozpacz i smutek to...po prostu plączę i opowiadam komu mogę, Trudno będą na mnie patrzeć jak na wariatkę...no i staram się jednak po wypłakaniu czymś zająć, by mieć choć cień satysfakcji , że mimo cierpienia psychicznego , soc jednak zrobiłam...ależ mnie teraz drażnią te śmiechy babek z innych pokojów, one moja z kim pogadać... nikt im nie każe siedzieć w zamknięciu w jednym miejscu...jak ja zazdroszczę wszystkim którzy pracują w normalnych firmach...choć podobno wszędzie dobrze , gdzie nie ma nas...


Jedna pani poradził mi , by w związku z tym , że ciężko znaleźć prace, zrobić sobie dziecko i nim się zająć, genialne, rzeczywiście...choć wczoraj byłam u koleżanki i nie mogłam się oderwać od jej 5-miesięcznej córki. Cudna. Ale własne już mieć...?Chyba nadal boję się takiej odpowiedzialności. Przecież to kolosalna zmiana! To nie chomik, któremu wystarczy dać raz dziennie jeść i pić i czasem zmienić trociny...chomik jest znacznie tańszy w utrzymaniu poza tym:)
No i jak wiadomo "do tanga trzeba dwojga" , a mój kochany tez jeszcze nie dojrzał do rodzicielstwa...


http://images.google.pl/images?gbv=2&hl=pl&client=firefox-a&rls=org.mozilla:pl:official&q=anne+geddes&sa=N&start=80&ndsp=20

Hm...


Inna pani, jedna z "uczonych" poklepała życzliwie po plecach i powiedziała ,że jeszcze wszystko może się zmienić, a będąc w moim wieku, tez pracowała w jakimś bodajże wydawnictwie, w którym nic się nie robiło, więc poszła w końcu do szefa i poprosiła o kłębek drutu. Gdy zapytał ze zdziwieniem po co? Odpowiedziała , że będzie przynajmniej robić spinacze!:) A w czasach PRLu na pewno taka propozycja spotkała się z uznaniem:)Co ja mam teraz wymyślić??
Przetrzymać!!!Ta praca to szkoła życia...ale czasem mam już takie stany , że zaczynam się o siebie martwić...poza tym nie chcę wciąż płakać w słuchawkę i martwic mojego M.

UUf troszkę mi lepiej...mam wrażenie, że te nastroje nachodzą falami...wreszcie jakiś odpływ.

wtorek, 8 grudnia 2009

prisoner

Szlag mnie trafia! Mija kolejna godzina, a ja w tym samym miejscu, "skrzyżowana" z krzesłem...żeby choć wygodne było! Wiem że narzekam strasznie, ale muszę w jakiś sposób pozbyć się narastającego napięcia i stresu.
Nie dzieje się nic - jak co dzień. Dziwny ten sekretariat, do którego prawie nikt nie przychodzi, bardzo rzadko dzwoni...dziwna sekretarka bez żadnych sensownych obowiązków, oprócz robienia kawy.

Inni mają w pracy bieganinę, która pewnie tez wywołuje napięcie i stres, ale zupełnie innego rodzaju...od gapienia się w komputer dostaje już mdłości...
Jak akceptować taką sytuację??Sytuację bezruchu , bezmyślności, bez...robocia?Czuje się trochę jak kura na grzędzie...ale one przynajmniej coś wysiedzą!

Zastanawiam się czy to tylko wpływ takiej, a nie innej sytuacji zewnętrznej czy tez mój problem z uzyskaniem spokoju wewnętrznego...ale kto by to wytrzymał?? Zero kontaktu z ludźmi, zero spraw do załatwienia, zero wolności i samodzielności, zero rozwoju...zero sensu w tym wszystkim!Ale czy wszystko musi mieć sens?
Moje poczucie wartości spada na łeb na szyję z powodu tej niemożności znalezienia pracy i utknięcia tutaj...

Ostatnio znów przydarzył mi się stan przedlękowy, jak go nazwałam. Byłam w szoku, juz dawno nie czułam się tak źle, dobrze , że M był w pobliżu i powtarzał mi , że nic się nie dzieje, zajmowałam się na siłę różnymi czynnościami, ale ciężko było...aż w końcu odpuściło i świat znów zaczął wyglądać normalnie. Okropne przeżycie. A. mówi , że pod koniec terapii często wracają wszystkie najgorsze objawy...oby chwilowo. To sobie powtarzałam:"minie , wkrótce minie". I minęło...
Ale np sytuację z pracą ciężko będzie zmienić w najbliższym czasie...jak więc to przetrwać? Przystosować się, opancerzyć?
Na pewno w końcu wyspać, czuję że powieki trzymam tylko siłą woli otwarte. Może stąd ta nerwowość?


No i dziś jadę do domu..mojego domu.Juz trochę tęsknię, ale jak zwykle gdzieś tam w środku trochę się stresuję. Jadę tam jako kto? Jako mieszkanka tego domu, jako córka odwiedzająca rodzinę, jako gość? Czy będę znów wysłuchiwać żalów mamy na temat zachowania ojca, a może trafię akurat na jego atak złości? Albo przypływ tęsknoty i będzie mi go żal? Będzie mi ich żal,,,siebie żal? Znów będę się oswajać z moim(?) własnym pokojem, od dawna okupowanym przez brata, w którym jednak są moje książki, meble , łóżko...Gdzie to moje miejsce? Czy tam gdzie czuję się bezpiecznie? Czy każdy musi mieć swoje miejsce? W jakim stopniu to nas określa?W jakim stopniu ja tego potrzebuję? A może nie potrzebuję, bo znów będę się czuła ograniczona?

Co ja mam z tym poczuciem uwięzienia, tak często przewija się w moich odczuciach, myślach , obawach...moja praca - więzienie, były związek i niedoszły ślub- więzienie, mieszkanie z rodzicami w małym mieście - więzienie, zamkniecie w samotności w mieszkaniu - więzienie...chyba wszystko, co w jakiś sposób mnie ogranicza, co nie daje mi poczucie bezpieczeństwa , nie spełnia oczekiwań, zdaje mi się być pułapką. Duszę się , mam objawy klaustrofobii- dosłownie i w przenośni:(


http://republika.pl/blog_lv_667384/1254378/tr/index_klatka.jpg

czwartek, 3 grudnia 2009

próbuje się przystosować i akceptować...

Jakoś mi dziś dobrze..no bez przesady za szczęśliwa to ja w tej pracy nigdy nie będę, ale...dziś staram się od rana pracować. Oczywiście nad swoimi sprawami, bo w Instytucie jak zwykle dzieje się NIC. Od rana, a dochodzi południe, jeden telefon, zero petentów czy spraw do załatwienia.

Wczoraj podłamana wyszłam z pracy, bo op raz kolejny okazało się , że jestem niedostosowana społecznie. Chciałam coś ulepszyć, usprawnić swoją pracę i ułatwić funkcjonowanie sekretariatu. Wszystko na próżno, szef okazał się , nie po raz pierwszy, okazem niekonsekwencji i wycofał wcześniejszą zgodę na zmiany( usiłowałam przekierowywać telefony na aparat koleżanki,gdy wychodzę) znów poczułam się lekceważona i uwięziona w moim pokoju. Wszystko musi pozostać po staremu, nie ważne ,że po głupiemu....PRL w praktyce tu uprawiają!!!

Tak więc roztrzęsiona trafiłam do mojej terapeutki, która owszem stwierdziła,że moja sytuacja zawodowa jest mocno deprymująca, ale ogólnie to mam problem z zaakceptowaniem trudnych sytuacji, na które nie mam wpływu. Eh i że to podobnie jak w dzieciństwie, gdy swoim płaczem , krzykiem , szarpaniem się i tak nie zmieniłam generalnie sytuacji w domu- wielce nieodpowiadającej mi(choćby wtedy , gdy chciałam "równouprawnienia" między mną i bratem , zarówno w sferze materialnych przedmiotów, jak i , a może przede wszystkim równego podziału uczuć maminych.) Owszem nie potrafiłam i nie miałam szans zmienić mojego domu, zachowań moich rodziców, teraz , okazuje się że z szefem również nie wygram..hmm czemu użyłam określenia wygram? Czy ja zawsze muszę walczyć, szarpać się, bać się , że dla mnie nie starczy, ze o mnie zapomną...? jakie jest na to lekarstwo? Zadbanie o sama siebie, nawet w niesprzyjających warunkach?? Byc stoikiem? A może buddystą?

Tak wiec staram się nie szarpać. Mucha w sieci pająka im bardziej się szarpie tym bardziej się wikła i naraża na pewne nieszczęście,,,może właśnie spokój...to nie łatwe , gdy tracę wzrok siedząc cały dzień przed monitorem w ciemnym pokoju, gdy bolą mnie plecy od starego krzesła, gdy narasta nerwowość i poczucie frustracji z powodu braku wyzwań zawodowych i upokorzeń...Ale zazwyczaj mam ważenie, zachowuję spokój, czasem niestety wpadam w marazm. Tylko chwilami, gdy mi dokopią, gdy mam gorszy dzień panikuję lub strasznie mi ciężko.

Ale dziś od razu przy porannej kawie zasiadłam do pracy nad moimi tekstami dla jednego profesora. Może wreszcie je skończę i zostaną opublikowane? Tak wiec przełamałam bierność i brak motywacji...Tylko gdy się od tej pracy odrywam czuję ogarniającą mnie samotność i ciszę...i ciemność..próbuje też czytać książkę, choć mocno muszę się przykleić do szyby , by zdobyć trochę dziennego światła...
Chyba w celu usłyszenia ludzkiego głosu przejdę się na chwilę (moje dozwolone 5 min)do koleżanki na szybkie plotki:)W dalszych planach mam pracę nad tekstem z angielskiego, wypełnienie umowy o teksty...o zapomniałabym. Z pożytecznych spraw, które dziś dla siebie zrobiłam , było także pójście do lekarza z wynikami badań, Jestem okazem zdrowia - pod względem fiz, ale nawet EKG wykazuje,m że jestem nerwus.
W każdym razie wykorzystuję maksymalnie mój pobyt w tym szacownym przybytku do gruntownego przebadania się...w zdrowym ciele ...:)
Od tygodnia biorę magnez i piję soki z witaminami...zdaję się, że pomaga , bo powieka przestała drgać!

O właśnie pomogłam jednej miłej pani profesor,,,to jednak daje satysfakcję, choć we współczesnym świecie znaczy tak niewiele...

Znalazłam ciekawy artykuł o stresie, szczególnie przyczyny stresu w pracy są godne uwagi. Może nie każdy zdaje sobie sprawę, że praca w kompletnej ciszy może stresować...

Niektóre często występujące przyczyny stresu w pracy.

Wyróżnia się przyczyny fizyczne takie jak:
Najczęstszą przyczyną stresu jest hałas. Robotnicy pracujący w hałasie: traktorzyści, operatorzy młotów pneumatycznych, operatorzy pił łańcuchowych czy kotlarze już dawno przekonali się do środków ochrony uszów. Nie bez znaczenia są też źródła hałasu w domach, jak na przykład odkurzaczy, pralek automatycznych, robotów domowych, a także zbyt głośnych radioodbiorników u sąsiadów. Należy tez wymienić szkody wywołane przez dyskoteki.

Mniej wiadomo o tym, że szkodliwa może być również nadmierna cisza! Brytyjskie koleje miały do czynienia z tym problemem przy budowaniu nowoczesnych wagonów. Pierwotnie stopień nieprzepuszczalności dźwięku był tak wysoki, że w cichym wnętrzu zbyt łatwo było słyszeć cudze rozmowy. Trzeba było przywrócić nieco hałasu, aby zapobiec odwracaniu uwagi przez innych pasażerów i umożliwić względnie spokojne czytanie, rozmowę czy myślenie.

(dobrze , że mam radio!)


Również zmęczenie wywołuje stres ponieważ obniżania się możliwości efektywne­go działania. Na początku zmęczenia możemy sobie nie zdawać sprawy z tego, że nasza sprawność się obniża. I popełniamy kosztowne błędy czy zaniedba­nia. Bardziej niechętnie wysłuchujemy krytycznych uwag od innych o swojej efektywności. Zanika również możliwość trafnej oceny naszej efektywności, a także psychiczna odporność.

Kolejną przyczyną jest praca zmianowa która pozwala na wykonywanie innych prac w wolnym czasie w efekcie źle jest wykonywana praca podstawowa jak i ta dodatkowa. Niewielu menedżerów pracuje na zmiany, ale niektórzy nich pracują bardzo długo. Nie wiedząc, że praca w późniejszych godzinach nie jest efektywna ze względu na zmęczenie. W przypadku pracy zmianowej lepiej jest przez dłuższy okres pracować nocami, później zrobić dłuższą przerwę, a następnie przez długi czas pracować w ciągu dnia, niż wprowadzać zmiany co kilka dni.

Zmiana rytmu dobowego w wyniku zmian stref czasowych pro­wadzi do szczególnego rodzaju zmęczenia. Wówczas nie powinno się podejmować ważnych decyzji bez wcześniejszego 24 godzinnego odpoczynku.

Temperatura i wilgotność powietrza również powinny być przedmiotem kontroli. Można znieść więk­sze różnice temperatur przy niższej wilgotności. Wskazuje się, że korzystnie działa zwiększenie poziomu ujemnych jonów w powietrzu.

Inną przyczyną jest ilość pracy częstokroć zbyt duża. Również wymagania stawiane pracownikowi mogą przekraczać jego możliwości lub tempo pracy dla niego być zbyt duże.

Może stresować za mało pracy jak i powolne jej tempo. Również stawianie niskiego poziomu umiejętności np. absolwentom wyższej uczelni lub zdolnym pracownikom. Ludzie którzy mają zbyt mało do roboty, mogą wypełniać czas zajmując się intrygami.

(hehe intryg w tym moim przybytku nie brakuje, najwyraźniej inni tez niewiele maja do roboty:)


Kolejna przyczyna to istota pracy. Pierwszy dzień na nowym stanowisku lub w nowym miejscu pracy powoduje wiele niepewności i wywołuje stres.

Poczucie osobistego zagrożenia może być wynikiem np. tego, że twój szef stoi zbyt blisko ciebie w trakcie rozmowy z tobą.

(aha mój nade mną wisi , jak mi coś dyktuje, a szefowa-wiedźma staje za plecami, brr, poza tym nigdy nie wiem , kiedy otworzy gwałtownie, aczkolwiek cicho drzwi na przeciwko mnie...)


Twój poziom stresu ulegnie podwyższeniu jeśli uznasz, że jesteś przedmiotem nadmiernej kontroli.

(moja główna bolączka, mój pokój moim więzieniem)

Przyczyną problemów może być także zbyt niski poziom zagrożenia. Jeśli za nie przestrzeganie obowiązujących wzorców nie ponosisz odpowiedzialności, poziom naszej pracy ulegnie obniżeniu.

Istotne jest ustalenie tempa pracy. Niemożność ustalania własnego tempa jest poważnym źródłem stresu a co za tym idzie nasza efektywność może na tym ucierpieć.

Bardzo często narzekamy na to co nas ogranicza. Gdy jednak zniesie się przepisy i regulaminy to dla jednych jest to rzeczywistym wyzwoleniem a dla innych dużą niepewnością i stresem a nawet całkowitą nie możnością działania. Jeśli nie ma żadnych reguł wielu ludzi po prostu ma poczucie zagubienia i nie potrafi się poruszać. Wielu menadżerów którzy byli świetnymi pracownikami wspinając się po szczeblach kariery i osiągnięciu szczytu nie są wcale pewni co powinni robić, gdyż nagle okazuje się, że nie ma nikogo kto by nimi pokierował. Ich reakcja może polegać na całkowitym bezruchu w wykonywaniu jedynie minimum tego czego trzeba aby uniknąć kłopotów.

http://www.stres.xmc.pl/czesto-wystepujace-przyczyny-stresu/