wtorek, 11 sierpnia 2009

Girls' power


(photo by myself)
Bez względu na to jak bardzo świat mężczyzn jest dla mnie pociągający, zawsze będę doceniać damskie towarzystwo...pomijając wszelkie kobiece humory i niedoskonałości, babskie spotkania mają swój niepowtarzalny urok. Są najczęściej okazją do salwy śmiechu, ale też można sobie bezkarnie powzdychać i ponarzekać...a przy okazji napić się pysznej latte, objeść bezkarnie, no prawie bezkarnie, słodyczami i napstrykać fotek, które potem z fałszywą skromnością zamieszcza się na jakimś portalu społecznościowym:)

Osobiście jako wyjątkowo społeczna istota, uwielbiam organizować takie "dziewczyńskie" spotkania...udało się po raz kolejny, tym razem zrobiłyśmy sobie z moją ulubioną kuzynką i moją ulubioną przyjaciółką jednodniowy wypad do Kazimierza nad Wisłą. Cały dzień biegałyśmy po tym dawnym miasteczku żydowskim oglądając piękne kamieniczki, ale jak zwykle, najwięcej czasu zajęły nam iście hedonistyczne zajęcia, tj. wylegiwanie się na przewygodnych kanapach w kazimierskich, stylizowanych na przedwojenne kawiarniach (polecam gorąco Czekoladerię- "Faktoria" na Krakowskiej, nie mylić z "U Derwisza") i delektowanie się pyszną kawą w blasku fleszy z naszych aparatów:)
Egocentryzm ?W końcu ładniejsze już raczej nie będziemy, więc trzeba uwieczniać najpiękniejsze chwile:) Nic tak nie poprawia nastroju kobiety, jak komplementy...tymi byłyśmy zasypane , najczęściej przez lokalne "niebieskie ptaki":) ,ale za szczyt wyrafinowanego podrywu uznałyśmy okrzyk kierowcy śmieciarki "Czy nie potrzeba chłopa?" :) no cóż...3 samotnie spacerujące kobiety zawsze budzą emocje:)
(photo by myslef)

Żałuję tylko, że miałyśmy do dyspozycji tylko 1 dzień...może innym razem uda nam się pobiegać także po pięknych wąwozach wokół miasteczka i popłynąć Wisła do Janowca...tym razem musiały nam wystraszyć standardowe atrakcje : Góra Trzech Krzyży, ruiny zamku, pożydowskie Jatki, synagoga i kirkut (to już moje osobiste zboczenie) oraz małe muzeum w Kamienicy Cejlowskiej, gdzie można zobaczyć kazimierskie krajobrazy ukazane we wszelkich ujęciach i za pomocą rożnych stylów malarskich...

(photo by myself)
Te okolice zawsze przyciągały wszelkiej maści artystów...lekko rozczarowałam się jednak z powodu zamknięcia jednej z sal, dla mnie najbardziej interesujące, z zachowanymi pamiątkami judaistycznej "sztuki sakralnej". Pani sprzedająca bilety nie raczyła uprzedzić o tym mało, według niej, istotnym fakcie, ani nawet przeprosić , gdy poprosiłam o wyjaśnienie( "ale tam jest przecież tylko jedna gablota"- bąknęła oburzona)...Zdążyłyśmy jeszcze zajrzeć do Fary z XIV w. ( piękne organy) i nawiązać znajomość z reżyserem filmów dokumentalnych, gdyż akurat trwał festiwal filmowy "Dwa Brzegi". Opowiedział nam kilka anegdot o bardziej lub mniej znanych aktorach polskich...Co do spotkań, to dałam się porwać również cygance! Wiem doskonale, że to sprytna "naciągara", ale jeśli za parę złotych mogłam sobie poprawić nastrój, to czemu nie, tym bardziej , że wierzę w tzw, samospełniająca się przepowiednię...a usłyszałam w sumie same miłe rzeczy, no i wyciągnęłam kartę z mężczyzną!(walecik)
aha czy wspominałam , że od niedawna spotykam się z kimś?Ale to już zupełnie inna historia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz