piątek, 4 października 2013

Już IM niosą suknię z welonem...

Poszaleli Ci ludzie, zaręczają się po paru miesiącach spotykania, biorą śluby po roku "bycia razem"!?
Nie wiem czy to ze mną cos nie tak,że się temu nadziwić nie mogę, czy innym się tak spieszy?




Myślę o ludziach należących do wspólnoty katolickiej, do której od jakiegoś czasu należę. Może więc krótkie narzeczeństwo jest charakterystyczne dla osób głęboko wierzących, to głownie oni spieszą się z zawarciem sakramentu małżeństwa? W końcu próby zachowania czystości są trudne,a i wyobrażenie samego małżeństwa bez mieszkania razem przed ślubem, mogą być bardzo pociągające i wyidealizowane. Tak mi się wydaje...




Zastanawiam się na ile to jednak we mnie budzą się konkretne, silne emocje, takie jak: zazdrość, złość,żal czy smutek? Tak się składa,że kilku chłopaków, którzy tak "błyskawicznie" się zaręczyli, wcześniej, nie tak znowu dawno,  spotykali się nie  z kim innym, jak ze mną! Robili maślane oczy, obiecywali złote góry miłości...a moja naiwność i przeogromna potrzeba miłości pozwalały mi w ich słowa przez jakiś czas wierzyć. Kończyło się to spotykanie różnie - najczęściej jednak rozczarowaniem i żalem oraz złością na kandydata, życie, siebie samą...Pękły też niczym bańka mydlana, moje wyobrażenia na temat mężczyzn katolików...tak samo daleko im często do świętości, jak niewierzącym, a ci drudzy przynajmniej nie uprawiają hipokryzji.

Chyba przemawia przez mnie sporo złości,skąd ona się bierze? Być może czuję się oszukana, w jakiś sposób wykorzystana emocjonalnie? Czuję,że dla tych mężczyzn byłam jakimś katalizatorem, etapem przejściowym...nie fajnie mi w takiej roli. Z drugiej strony nic na siłę, nie udało się, to nie odpowiednie osoby dla mnie, ja dla nich ....więc o co chodzi? No właśnie nie wiem; ) Pewnie znów warto się przyjrzeć sobie!

Hmm, a może to moja potrzeba bliskości, której spełnieniem wydaje mi się być małżeństwo, daje o sobie znać? Tylko czy aby moje motywy do zamążpójścia są odpowiednie i czy wizja samego związku "na dobre i złe" nie jest też zbyt wyidealizowana?
Obawiam się, by nie sprowokować losu, tak jak 5 lat temu, gdy z zazdrością patrzyłam na pierścionki zaręczynowe koleżanek i tym samym doczekałam się w końcu własnych zaręczyn...a potem niemal uciekłam sprzed ołtarza!Jaka ja byłam wówczas niedojrzała. Mam nadzieję,że obecnie jestem choć odrobinę mądrzejsza i że kiedyś, mimo wszystko, doczekam się tej białej sukienki i wszystkiego co sie  z tym wiąże...wszystkiego dobrego!:)









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz