środa, 14 stycznia 2015

Próba ognia - IZOLACJA, czyli oswajanie lęku

Sesja terapeutyczna, którą ostatnio odbyłam, ma owocować kolejnym eksperymentem psychologicznym. 
Już dawno odkryłam,że podczas nasilenia objawów moich stanów depresyjno - lekowych, męczy mnie często odczucie na kształt klaustrofobii. Nie potrafią tego zrozumieć często nawet osoby również cierpiące z powodu ataków paniki czy fobii społecznych, bo one chronią się przed lękiem i ludźmi w domu. Ja mam odwrotnie. Często podczas takich stanów, wystarczy, że mam przymusowy areszt domowy (np. choroba, brak planów "wyjściowych", okropna pogoda, itp.) i pojawia się bardzo silne napięcie oraz chęć wyjścia. To jakaś forma ucieczki od lęku i poczucia,że jestem ograniczona, zależna,wręcz uwięziona...że stykam się z wielkim osamotnieniem. 


Celem eksperymentu, który mam przeprowadzić jest właśnie próba dowiedzenia się, skąd bierze się ta silna potrzeba wyjścia, spotkania z ludźmi, ucieczki z mojego subiektywnego "wiezienia". (A jestem wówczas gotowa przejechać pół miasta, by spotkać się z jakąś przyjazną duszą, czy nawet o 22-giej iść na siłownię. Wszystko, by tylko odczuć ulgę od napięcia i lęku).
Wg. mojego terapeuty w chwili takiego niepokoju z powodu izolacji, mogę wyjąć kartkę i pisać. Opisywać wszystko, co mi się nasunie na myśl. A myśli mam w takich chwilach ogrom. To podobno też sprawka adrenaliny- napędza krew, ta odżywia i dotlenia mózg,a  ten produkuje myśli jak szalony. Czasem odczucie szaleństwa jest bardzo wyraźna w takich stresowych momentach...
W każdym razie mam wytrzymać, przetrzymać chęć ucieczki, telefonu do przyjaciela itp. Skupić się za to na emocjach i myślach. Co się dzieje, czemu się tak czuję, jakie obawy przychodzą mi do głowy, o czym strasznym myślę?
Chyba chodzi o to,by znaleźć odpowiedź na pytania: czy w  takiej lękotwórczej dla mnie sytuacji uaktywnia się coś w mojej podświadomości - coś, co zapisane zostało tam bardzo dawno temu (np. emocje wywołane dość długim, samotnym pobytem za małego  dzieciaka w surowym szpitalu) czy raczej to moje obecne wyobrażenia wytwarzają lęk. Bo lęk jest wtórny, najpierw jest myśl, ale kłopot w tym, że ta myśl jest często mało uchwytna, albo w ogóle nie możliwa do uchwycenia - bo właśnie  siedząca głęboko w podświadomości...
Mam oczywiście swoje podejrzenia i hipotezy, co do mojego lęku przed zamknięciem i osamotnieniem, ale ciekawa jestem czy uda mi się coś mądrego jeszcze odkryć. 


Bardzo chciałabym się nauczyć, jak przetrwać  w takim stanie i nie szukać na siłę towarzystwa, nie uciekać od lęku, poczucia totalnego opuszczenia i porzucenia oraz rozpaczy. Wydaje mi się,że te emocje właśnie do rozpaczy i bezbrzeżnej paniki mogą mnie doprowadzić....nawet teraz, jako dorosłą osobę, w sytuacji obiektywnie nie zagrażającej mi w niczym. 
A jednak...dla małego dziecka porzucenie, strach, brak poczucia bezpieczeństwa, bliskich, ciemność i przemoc jest często niemal wyrokiem śmierci....być może ta obawa tkwi głęboko w mojej psychice na poziomie małej przerażonej i samotnej dziewczynki. 
Czas się  z tym rozprawić, Zobaczyć,że ten lęk i smutek mnie nie zabiją, nie doprowadzą do szaleństwa i...nie będą trwały wiecznie.
Uff, jakie to może być nieprzyjemne. Mam nadzieję,że eksperyment się powiedzie i będę go mogła z dumą opisać. I że to będzie wreszcie krok do przodu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz