poniedziałek, 3 lutego 2014

Nowe nawyki żywieniowe! Jestes tym, co jesz.


Właśnie przeczytałam w "Focusie" tekst na temat diet, który bardzo mi się spodobał:

"Podstawą terapii odchudzającej McKenny są cztery proste zasady. Dla kogoś, kto próbował kiedyś przejść na dietę, brzmią dość rewolucyjnie. Nie dość, że można jeść, kiedy tylko czuje się głód, to jeszcze nie trzeba się przejmować tym, co „powinno” się znaleźć w menu, ale po prostu kierować się własnym gustem. Trzecia zasada wnosi jednak coś nowego – należy jeść świadomie, delektując się każdym kęsem, przeżuwając go minimum 20 razy. W czasie posiłku nie wolno się spieszyć, oglądać telewizji ani pić alkoholu. Wtedy mózg we właściwym momencie otrzyma sygnał sytości i łatwiej będzie nam zastosować czwartą zasadę – kiedy już się nasycisz, przestań jeść".

Jak to pięknie brzmi:). Skoro wszystko zależy od mózgu i hormonów, dodałabym zasadę piąta- myśl, że jesteś szczupła/y, coraz szczuplejsza/y!
Nigdy wczesniej nie przejmowałam się wagą, tak jak obecnie.W zasadzie nie musiałam. Odkąd jednak nie jestem w stanie zmieścić się w większość ubrań, a pokonując 3 piętra schodami, dyszę jak po maratonie, postanowiłam coś zmienić w obecnych nawykach. 


Zaczęłam od nawyków żywieniowych. Mniej więcej od miesiąca podczas dnia pracy nie biegam po słodkie bułki, czekoladki i ciasteczka, czy nawet białe pszenne bułki "kanapkowe". Zamiast tego wprowadziłam do diety "ofisowej" wszelkiej maści musli: płatki owsiane z dodatkami, otręby ze śliwką, płatki błonnikowe, przypominające kształtem karmę dla ryb...oczywiście wcinam je z jogurtami, najczęściej naturalnym, dorzucam "suszki" jakieś, typu żurawina i in. owoce suszone bądź naturalne. Jakoś daję radę, nawet dość smaczne te suche "karmy". :)
Jedynym słodkim grzechem pozostały ciastka owsiane z nasionami i kawałkami czekolady do porannej kawy. No nie wiem, jak można zmienić nawyk kawa + sweets??


Staram się też "nie dojadać" porcji obiadowych na tzw. służbowym lunchu. Są one z reguły ogromne i dotąd jadłam wszystko, co na talerzu lekceważąc sygnał: "już jesteś pełna, stop!". Przecież nic nie może się zmarnować! Ta myśl, to zapewne pozostałość mentalna z PRLu - nie można marnować cennej żywności, za która przecież słono się płaci...Teraz bez większego żalu odnoszę część ryżu, kaszy, a nawet surówek. Mam nadzieję, że im będzie cieplej, tym łatwiej będzie rezygnować z kolejnych sycących potraw na rzecz owoców i warzyw, tych wciąż za mało w mojej diecie. 

Ograniczyłam też zapychanie się pieczywem, zwłaszcza pszennymi bułkami. Większośc potraw da się zjeść bez chleba czy bułek, kwestia przyzwyczajenia. Dawniej zwłaszcza na kolację wcinałam kanapki, pieczywo do serków, wędlin czy ciepłych potraw. Teraz staram się je jeść bez pieczywa lub z wielozarnistym z większą zawartością błonnika.

Co tam jeszcze nowego...unikanie słodkich napojów, zwłaszcza gazowanych. Zamiast coli, soków owocowych - głownie mineralna woda niegazowana, a na ciepło ziola i herbaty owocowe /moje ulubione to melisa i mięta, ewentualnie dzika róża z malinami./ 

Żeby nie było tak różowo, przyznać muszę,że zdarza mi się nadal podjadać wieczorem, bo spać kładę się bardzo późno, ale coraz częściej jest to np. serek bez pieczywa, musli wcinane z torebki niczym chipsy czy pokrojony owoc.

Zdarza się też pizza zamiast normalnego obiadu czy deser lodowy...cóż, w końcu mam jeść wg. własnego gustu. Jeśli organizm podpowiada, że mam zjeść kawałek czekolady, to jem,a gdy mam chęć na śledzia, to też nie zastanawiam się, czy aby na pewno potrzebuję teraz wapnia czy magnezu. Podobno nasz organizm jest mądry. Co jeśli podpowiada, że mam chęć na chipsy?? To już chyba kwestia uzależniających substancji,zawartych w niektórych produktach,  a nie naszych prawdziwych potrzeb.

Myślę,że dobrze by było, gdybym częściej gotowała sama w domu, zwłaszcza w weekendy - pracuję nad tym:). Pewnym utrudnieniem jest mocno napięty grafik, weekend to  przecież czas nadrabiania towarzyskich zaległości. A wtedy je się raczej "na mieście".



Na razie tyle, jeśli chodzi o odżywianie. Poczułam się niemal, jak swój personalny dietetyk!
Staram się wprowadzać coraz więcej ruchu w swój rozkład dnia, ale to już historia na kolejny post.
Tymczasem idę na obiad, postaram się zjeść 3/4 porcji ;)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz